Sasuke Uchiha kręcił nadgarstkiem powolne kółka, powodując, że znajdujący się w szklance bursztynowy płyn niespokojnie falował. Dwudziestoletnia whisky kusiła go swoim zapachem, sprawiając, że leniwie uniósł naczynie do ust i zwilżył wargi oraz gardło gorzkim płynem. Rozluźnił ramiona, głębiej zapadając się w ogromny fotel, z którego miał widok na salon, telewizor oraz sofę.
Lustrował czarnym spojrzeniem pomieszczenie. Nic nie mogło skupić jego uwagi bardziej niż leżąca na kanapie różowowłosa dziewczyna. Wodził spojrzeniem po jej całym, skrytym pod ogromnym kocem, ciele. Spod okrycia wystawało chude ramię, a dłoń tkwiła pod policzkiem, robiąc za poduszkę. Różowe, rozczochrane włosy opadały na każdą stronę, wchodząc Sakurze nawet pomiędzy blade, rozchylone wargi, które jeszcze nie tak dawno Uchiha miał okazję całować. Długie rzęsy skrywały zielone oczy, które przez tak długi czas były dla niego zagadką.
Cały czas żył w przekonaniu, że Sakura używa soczewek zmieniających kolor oczu. Jak się okazało, był w błędzie. Zanim zasnęła, Haruno powiedziała mu, że jej babcia była Rosjanką. To by tłumaczyło delikatniejsze rysy twarzy, niespotykane u Japonek zielone oczy, a także sam ich kształt — nie były typowo skośne, a okrągłe i duże.
Lubił spędzać czas przy Sakurze. Lubił się na nią ukradkiem patrzeć. Była inna niż każda kobieta, kręcąca się w jego towarzystwie. Czerpał nienazwaną satysfakcję, słownie się z nią przekomarzając. Jego serce biło szybciej, gdy ich wargi się spotykały. Mimo że całowali się dwa razy, Uchiha ciągle liczył na więcej. Nie potrafił dopuścić do siebie tych myśli, jednak coraz częściej wpełzały one do umysłu Uchihy, sprawiając, że walczył sam ze sobą.
Przecież kiedyś, po akcji z Karin, obiecał sobie, że nie da się wkręcić w żadną zobowiązującą relację, nie zaangażuje się i skupi się na rozbudowywaniu rodzinnego imperium. Do tej pory szło mu całkiem nieźle, konta bankowe zapełniały się milionami jenów w zadziwiającym tempie. Jedynym zmartwieniem Uchihy było to, w jaką gałąź gospodarki zainwestować oraz jakiego alkoholu się napić.
Dana sobie obietnica bladła z każdą godziną spędzoną w towarzystwie Sakury. Pociągnął duży łyk whisky, wzdychając przeciągle. Haruno wyglądała tak bezbronnie, niewinnie, kiedy delikatnie uśmiechała się przez sen.
Wrócił myślami do momentu sprzed kilku godzin, kiedy (do tej pory nie dopuszczał do siebie tej myśli) przegrał z Sakurą w jedną z jego ulubionych gier bijatyk. Mimowolnie przygryzł wargę i zmarszczył brwi. Zaproponował jej założenie się, pozwalając swoim ustom mówić, zanim ugryzł się w język.
Gdyby wygrał, czego by żądał?
Jednak, o dziwo, Sakura wygrała. Szczęście nowicjusza, pomyślał i uśmiechnął się pod nosem. Co by jej odpowiedział, gdyby inaczej zadała pytanie? Gdyby brzmiało: ”Co do mnie czujesz?”
Prawdopodobnie by ją okłamał.
Nienawidził dylematów. Emocje go brzydziły. Chciał żyć bezmyślnie, egoistycznie, jednak Haruno skutecznie rujnowała jego dotychczasowy styl bycia.
Uchiha późno poczuł senność. Prawie usnął w fotelu, jednak w porę się otrząsnął. Natarczywe myśli tłukące się o ściany jego czaszki, a także wypity alkohol powodowały ćmiący ból głowy. Uchiha wstał, kierując się w stronę swojej sypialni. Minął sofę ze smacznie śpiącą Sakurą, po czym gwałtownie się zatrzymał. Odwrócił głowę i przez chwilę bił się z myślami, patrząc się prosto na twarz Sakury.
— Jesteś gorszym głąbem niż Naruto, Uchiha — warknął ledwo słyszalnie pod nosem i ruszył z powrotem tam, skąd przyszedł.
Stanął nad bezwładnym ciałem Haruno, po raz kolejny jej się przyglądając. Z jednej strony był na siebie wkurwiony, że ulega chorym instynktom, a z drugiej strony nie mógł tak po prostu sobie pójść. Serce trzepotało mu w piersi, kiedy patrzył, jak jej klatka piersiowa powoli unosi się i opada, zwiastując głęboki sen.
Przez chwilę się wahał. Nie wytłumaczy się, jeśli Sakura się obudzi. Strzeli mu z liścia i wybiegnie w zimną noc. Nigdy więcej się nie odezwie i nigdy więcej jej nie zobaczy. Ale nie mógł odpuścić.
Oddech różowowłosej wygrywał miarową melodię. Sasuke nachylił się, zawisając kilkanaście centymetrów nad jej twarzą. Badał wzrokiem każdy centymetr skóry, a przez to, że spała, nie był skrępowanym jej przenikliwym, jadeitowym spojrzeniem. Po chwili zreflektował się i wciągnął głęboko powietrze. Delikatnie wsunął lewą rękę pod plecy Haruno, a prawą pod uda. Wzmocnił uścisk i podniósł się, trzymając owiniętą w koc Sakurę w rękach. Była szczupła i Uchiha wiedział, że będzie lekka, ale nie sądził, że aż tak. Ważyła około pięćdziesięciu kilo, może mniej.
Ruszył w stronę swojej sypialni, starając się nie dopuścić do tego, żeby Sakura się obudziła. Łokciem otworzył drzwi i delikatnie ułożył ją na olbrzymim łóżku. Koc, którym do tej pory była szczelnie owinięta, zsunął się. Uchihę przeszedł elektryzujący dreszcz.
Na podłogę upadły dwie białe skarpetki i czarne, poszarpane jeansy.
Kiedy ona zdążyła zdjąć spodnie?!
Uchiha odwrócił wzrok od gołych nóg Sakury i jej czarnych fig. Poczuł, jak na jego policzki wkracza rumieniec. Było to na swój sposób komiczne, gdyż Sasuke nie należał do wstydliwych osób, krępujących się nagim ciałem drugiej osoby ani tym, co można z tym ciałem robić.
Z niemałym trudem zrzucił z siebie ubrania, zostając w samych bokserkach. Na co dzień spał nago, jednak tej nocy to by nie przeszło. Przykrył odkryte nogi Sakury i obszedł łóżko. Położył się około pół metra od dziewczyny, jednak przykrył się tym samym, ogromnym kocem, zamiast wejść pod kołdrę. Przez chwilę przyglądał się jej, wodząc wzrokiem od twarzy, po szyję i chude obojczyki, aż po skryte pod cienką bokserką piersi.
Przełknął ślinę i odwrócił się w drugą stronę, choć nie przyszło mu to łatwo.
Zawsze powtarzał, że lubi samotność, lubi być sam, że nie potrzebne mu niczyje towarzystwo. Odpychał od siebie każdego: Naruto, Itachiego, Karin. Dlaczego nie potrafił odepchnąć Sakury?
Długo się nad tym zastanawiał, wsłuchany w jej miarowy oddech. W końcu powoli zaczął morzyć go sen.
Już prawie zasypiał, kiedy poczuł na swoim pasie ciepłą, delikatną dłoń. Zamarł, przestając nawet oddychać. Przełknął ślinę i odwrócił głowę w stronę Sakury. Przez niegasnące światła Tokio czuwające zza okna, w pokoju panował półmrok. Spojrzał jej w oczy — były zamknięte.
W pierwszym momencie chciał odrzucić leżącą na nim dłoń, jednak tego nie zrobił. Leżał, jak sparaliżowany, a tysiące myśli przebiegały mu przez głowę. Te tysiące myśli najprawdopodobniej sprawiły również, że Uchiha momentalnie zasnął.
*
Powrót z krainy snów do rzeczywistości był jak zawsze trudny. Promienie schowanego za chmurami natarczywego Słońca muskały mnie po twarzy. Do nosa dotarł elektryzujący zapach. Powoli uchyliłam powieki.
Znajdowałam się w sporym pokoju, utrzymanym w szaro-czarnych barwach. Ogromne, miękkie łóżko było innym meblem niż ten, na którym wczoraj zasnęłam. Chwilę mi zajęło, zanim zorientowałam się, gdzie się znajduję. A kiedy, przewracając się na bok, zsunął się ze mnie koc i zobaczyłam, że oprócz koszulki, to jestem w samych majtkach, ogarnęło mnie przerażenie.
Byłam w mieszkaniu Sasuke, zasnęłam na kanapie, a obudziłam się w jego sypialni, na dodatek bez spodni. Nigdzie nie widziałam Uchihy, jednak poduszka obok mnie była lekko wgłębiona, tak jakby ktoś na niej jeszcze przed chwilą spał. Gwałtownie zlustrowałam wzrokiem pomieszczenie. Panorama porannego Tokio wyglądała jak zawsze obłędnie. Minimalistyczne meble nie dodawały przytulności pokojowi, a jedynie surowość. Na czarnym fotelu zauważyłam to, czego szukałam. Moje spodnie i skarpetki. Wystrzeliłam jak z procy, po czym w dwie sekundy naciągnęłam na tyłek spodnie i nałożyłam skarpetki.
Musiałam zlokalizować Uchihę i powiedzieć mu, co myślę na temat tego wszystkiego. Wyszłam z sypialni, kierując się w stronę jego głosu. Brwi miałam tak zmarszczone, że aż bolało mnie czoło. Minęłam sofę, na której wczoraj zasnęłam i zauważyłam Uchihę.
Moja mina ze wkurwionej momentalnie zmieniła się w zaskoczoną. Sasuke stał w kuchni, odwrócony do mnie plecami i oparty o blat. Przełknęłam ślinę, przypatrując się jego nagim, szerokim plecom. Ubrany był jedynie w szare dresy, uwydatniające wypięte pośladki. Poczułam, jak robi mi się gorąco, kiedy mój wzrok zatrzymał się na zgrabnym tyłku Uchihy. Nie zauważyłam, kiedy się odwrócił. Wciągnęłam głęboko powietrze i uniosłam spojrzenie do góry. Wierciłam dziurę w jego nagiej klatce piersiowej, czując, jak palą mnie policzki. W jednej dłoni trzymał telefon przy uchu, a w drugiej kubek z parującą kawą, roznoszącą niesamowity zapach. Z mokrych, czarnych włosów kapały krople wody wprost na jego tors.
— Oddzwonię później — usłyszałam i wróciłam do żywych.
Cwaniacki uśmiech Uchihy potwierdzał moje obawy — patrzyłam się na niego jak niewyżyta nastolatka. Zreflektowałam się i przypomniałam sobie, co sprawiło, że jeszcze przed chwilą byłam rozjuszona. Uchiha odłożył telefon i popatrzył na mnie pytająco.
— Możesz mi wyjaśnić, dlaczego obudziłam się w innym łóżku, na dodatek bez spodni?! — wygarnęłam, machając rękami.
— Kawy? — Uniósł kubek z parującym napojem, uśmiechając się szelmowsko.
Serce zabiło mi szybciej na ten widok.
— Poproszę — powiedziałam, czując, jak negatywne emocje ulatują.
Usiadłam na wysokim stołku przy wyspie kuchennej, tak, żeby mieć dobry widok na Uchihę. Oparłam łokcie o blat, a brodę i policzki o wewnętrzną stronę dłoni. Sasuke majstrował przy ekspresie, robiąc taką kawę, o jaką go poprosiłam. Wodziłam spojrzeniem po jego sylwetce od stóp do głów i z powrotem. Chwilę później postawił wysoką szklankę z latte macchiato tuż przede mną.
Odczekałam kilka minut, aż kawa się schłodzi, żeby się nie poparzyć. Delikatnie zmoczyłam usta w miękkiej pianie, a gdy odsunęłam twarz, nad moją górą wargą zostały wąsy z piany. Zawstydzona szybko machnęłam językiem jak jaszczur, pozbywając się białych wąsów. Uchiha wykrzywił wargi w czymś, co chyba miało symbolizować uśmiech.
— To może teraz mi odpowiesz na moje poprzednie pytanie? — zaczęłam.
— Co chcesz wiedzieć? — zapytał, siadając naprzeciwko mnie. Jego obnażona klatka piersiowa aż prosiła, żeby się na nią spojrzeć. Z trudem udało się utrzymać silną wolę.
— Ro... rozebrałeś mnie? — Uciekłam spojrzeniem gdzieś w bok.
— Nie.
— Jak wylądowałam w twoim łóżku?
— Może lunatykujesz.
Uchiha wzruszył ramionami. Nie spodziewałabym się, że będą tak umięśnione i wyrzeźbione. Westchnęłam mimowolnie, ni to z ekscytacji jego ciałem, ni to ze wkurzenia przez jego głupią gadkę.
— Gówno prawda. Nie wiem nawet, za którymi drzwiami jest łazienka, a co dopiero twoja sypialnia.
— No popatrz, a jednak trafiłaś.
Moja irytacja sięgała zenitu. Z głuchym stuknięciem odstawiłam szklankę na drewniany blat.
— Na mnie już pora.
— Odwieźć cię? — spytał Uchiha, wyciągając z kieszeni paczkę czerwonych Marlboro.
— Nie trzeba — ucięłam, zeskakując z wysokiego stołka. Skierowałam się w stronę przedpokoju. Nałożyłam buty i narzuciłam na siebie kurtkę. Ostatni raz rzuciłam spojrzenie w stronę Uchihy. Miętosił papierosa między palcami i patrzył się na mnie przenikliwym spojrzeniem czarnych oczu.
— Na razie — rzuciłam i wyszłam.
*
Starałam się zająć czymkolwiek, byle tylko nie myśleć o Sasuke. W końcu udało mi się dodzwonić do Hinaty. Jednak nie odebrała ona, a inny, znajomy mi głos.
— Halo.
— Cześć, Naruto. Jest tam gdzieś Hinata?
— Jesteśmy w szpitalu u Nejiego, dam ci ją.
Podziękowałam mu i po sekundzie usłyszałam głos mojej przyjaciółki, jeszcze cichszy, niż zazwyczaj. Martwiłam się o nią, jednak cieszyłam się, że ma przy sobie Naruto, chociaż czułam się trochę odsunięta.
— Cześć, Sakura. Wybacz, że nie oddzwoniłam, ale sama wiesz...
— Tak, rozumiem.
— To Sakura? — Usłyszałam w tle głos Nejiego. — Podaj telefon.
— Neji-san, nie możesz się przemęczać — zaoponowała Hinata.
— Cicho siostra, nie przesadzaj. Sakura!
— Witaj, Neji. Jak się czujesz? — Zapytałam z kurtuazji. Przecież wiadomo, że nie powie, że kwitnąco. Przecież umierał.
— Bywało lepiej — przyznał. — Słuchaj, takich rzeczy nie powinno się załatwiać przez telefon, ale konwenanse nigdy nie były moją dobrą stroną. Pojutrze bierzemy ślub z Tenten. Chciałbym cię zaprosić.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Ogarnęło mnie wzruszenie, a dreszcze przebiegły moje ciało. Starałam się nie okazać swoich uczuć. Wiedziałam, że Neji nie chciałby niczyjej litości.
— Oczywiście, że przyjdę. — Uśmiechnęłam się blado.
— Bardzo chciałbym poślubić moją narzeczoną gdzieś na Karaibach, jednak w obecnych okolicznościach mogę jej zaproponować tylko szpitalną salę. Także pojutrze, o dwunastej. Kończę, bo już pielęgniarka mnie szturcha. Do zobaczenia!
— Trzymaj się.
— Już, już, nawet człowiekowi nie dadzą porozmawiać — Usłyszałam jeszcze jego głos, zanim rozmowa się zakończyła. — Jakby te wasze leczenie miało mi coś pomóc — mamrotał.
*
Miałam tak podły nastrój, że aż wysprzątałam mieszkanie, zjadłam pożywny obiad i zrobiłam porządek w szafie. Nie wiem, dlaczego, ale liczyłam na to, że Uchiha zadzwoni, a przynajmniej napisze SMS’a. Jednak nic takiego się nie stało, a ja też nie miałam zamiaru się do niego odzywać.
Co chwilę myślami wracałam do Nejiego. Uważałam za straszną niesprawiedliwość losu, że osoba, która dopiero wkracza w dorosłość i ma całe życie przed sobą, musi zmagać się ze śmiertelną chorobą. Wyglądało też, jakby Neji zaakceptował swój los. Myśl o tym, że bierze z Tenten ślub, po to, żeby zdążyć przed śmiercią, była druzgocąca i rozrywała mi serce. Czułam, że nie powinnam iść na ten ślub. Że to powinno być wydarzenie tylko dla najbliższych, a ja przecież widziałam go tylko raz na oczy i poznałam go przez Hinatę.
Która też, odkąd poznała Naruto odsunęła mnie na dalszy plan. O Ino słuch zaginął, też się do mnie nie odzywała. W pracy w hotelu Uchihy nie udało mi się zawiązać żadnych wartościowych znajomości. Owszem, każdy jest miły, ale nic ponadto. A o Sasuke już nawet nie wspomnę.
Znowu poczułam się samotna. Czułam przejmujący smutek, który ciągnął mnie na dół. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w sufit. Myślałam, że jakoś sobie radzę, ale rzeczywistość to zweryfikowała.
Musiałam poinformować hotel, że jutro nie mogę przyjść do pracy. Nie uśmiechało mi się dzwonić do Uchihy, więc pomyślałam o Karin. Przypomniało mi się pierwsze spotkanie z nią i krzywo uśmiechnęłam się pod nosem. Czerwonowłosa była pełna sprzeczności, ale wzbudzała we mnie coś na kształt sympatii. Chyba nie powinno tak być, przecież była narzeczoną Uchihy. Kiedyś.
Wybrałam jej numer i przyłożyłam smartfona do ucha. Nie cierpiałam wykonywać jakichkolwiek telefonów, krępowało mnie to i przyprawiało o zimne poty. Uzumaki odebrała po dwóch sygnałach. Przez telefon jej głos brzmiał jeszcze bardziej piskliwie niż w rzeczywistości.
— Słucham?
— Cześć, mówi Sakura. Trochę głupio mi o to pytać, ale nie będzie problemu, jeśli przyjdę do pracy już w przyszłym tygodniu? Wiem, że dzisiaj nie przyszłam, dlatego zrozumiem, jeśli...
— Nie ma problemu.
— Dzięki.
— Coś się stało? — zapytała.
— Nie — skłamałam.
— Wiem, że nie mówisz prawdy. Słyszę i czuję, że masz gulę w gardle i walczysz o to, żeby się nie rozpłakać. Mylę się?
Przeszedł mnie dreszcz, kiedy w stu procentach odgadła mój nastrój.
— Nie — wyszeptałam.
— Może to zabrzmi jak banał, ale służę ramieniem.
— Dzięki, może następnym razem — powiedziałam i rozłączyłam się.
Nigdy bym się nie spodziewała po Karin, że będzie mi dodawać otuchy i wyciągać pomocną dłoń. Chociaż to była pewnie czysta kurtuazja. Ale z drugiej strony, niby jaki miałaby w tym cel i co miałaby tym osiągnąć?
*
Nadszedł dzień ślubu Nejiego i Tenten. Wraz z otworzeniem oczu, do pustki wypełniającej moje wnętrze dołączyło nieprzyjemne ściskanie w brzuchu. Od rozmowy z Karin, cały czas spędziłam w łóżku, wstając jedynie do toalety i żeby napić się wody. Nie wiem, ile czasu minęło — ale chyba około dwóch dni.
Przez ten czas nikt się do mnie nie odezwał. Ani moi rodzice, ani Hinata, ani Ino, ani Naruto, ani nawet Sasuke. Czułam się jak ostatni śmieć.
To będzie ciężkie zadanie, doprowadzić się do w miarę przyzwoitego wyglądu. Z otwartej paczki wyjęłam wafla ryżowego i go schrupałam. Smakował okropnie, jak styropian. I skrzypiał w zębach. Ale gdyby nie te wafle, to już chyba w ogóle nie miałabym siły wygrzebać się z łóżka.
Ciekawe, po jakim czasie ktoś by odkrył, że wykitowałam i kto by to był.
Wzięłam długi, gorący prysznic, umyłam zęby i pomalowałam rzęsy. Ciemne sińce odznaczały się pod oczami, przez co wyglądałam jak różowa zmora. Naciągnęłam na tyłek majtki, na nogi cieliste rajstopy, a na stopy czarne botki. Zapięłam stanik i stanęłam przed szafą w poszukiwaniu odpowiedniego stroju na ślub w szpitalu. Wygrzebałam granatową midi sukienkę. Kiedyś była na mnie dopasowana, teraz była luźna jak worek. Ciekawe ile kilogramów mi ubyło, pomyślałam, patrząc w lustrze na wystające obojczyki. Po kilkunastu minutach byłam gotowa do wyjścia.
Narzuciłam na siebie czarny, długi płaszcz i wyszłam, po drodze zahaczając o kwiaciarnię.
Tokijskie metro to niesamowita rzecz, do szpitala dostałam się stosunkowo szybko. Na parkingu przyszpitalnym dopadł mnie moment zawahania. Czy mój stan psychiczny jest wystarczający, żeby uczestniczyć w tym, co mnie tam czeka? Czy powinnam tam iść?
Spojrzałam na bukiet kolorowych kwiatów zaciśnięty w dłoni.
Nie potrafiłam odmówić umierającemu człowiekowi.
Kilkanaście minut później byłam już pod salą Nejiego. Zapukałam, a drzwi otworzyła mi starsza pielęgniarka. Jej czarne oczy skojarzyły mi się z oczami ryby. Oczy, które z całą pewnością widziały w życiu wiele. Miała nieruchomą twarz, przeoraną zmarszczkami. Prawdopodobnie już powinna być na emeryturze. Spojrzała na mnie pytająco.
— Szukam Nejiego Hyuugi.
— A, Pan Młody. Został przetransportowany do szpitalnej kaplicy. Zaprowadzić panią?
— Poproszę.
Ruszyłyśmy szpitalnymi, korytarzami. Atmosfera tego miejsca działała na mnie przygnębiająco, tylko pogarszając mój nastrój. Pielęgniarka była lekko zgarbiona, zapewne od lat schylania się nad pacjentami, jednak kroczyła pewnie. To miejsce musiało być jej drugim domem.
Starałam się patrzeć przed siebie, jednak mój wzrok wędrował do każdej, mijanej sali. Ogrom cierpienia w oczach i postawach pacjentów rozrywał mnie na kawałki. Zagryzałam wargę, prawie ją przebijając, starając się nie dopuścić łez napływających do oczu.
— Jesteśmy — powiedziała pielęgniarka.
Podziękowałam i rozejrzałam się po korytarzu. W oddali zobaczyłam Hinatę. Stała odwrócona bokiem, a towarzyszący jej Naruto obejmował ją ramieniem. Zauważyłam, że Hyuuga płacze, co chwila przecierając oczy chusteczką.
Nie wiedziałam, czy do niej podejść, czy nie. Wahałam się, w dużej mierze przez to, że tak dawno z nią nie miałam kontaktu. Postanowiłam udawać, że jej nie widzę i zaczęłam wyglądać przez okno. Szło mi słabo, więc się odwróciłam w ich stronę. Hinata mi pomachała, co uznałam za zachętę do podejścia.
— Przyszłaś — powiedziała, przywołując na usta smutny uśmiech.
— Neji mnie prosił...
— Wiem.
— Jak on się czuje? — zapytałam ostrożnie.
— Źle z nim. Ma przerzuty. Nie może stać o własnych siłach. Nie wierzę w to wszystko... Musiałam wyjść z sali... Nie chciałam okazać smutku... — Po jej policzkach popłynęły łzy, a ja pożałowałam pytania. Zniknęła w ramionach Naruto, który uśmiechnął się do mnie przepraszająco i pocałował Hinatę w czubek głowy.
Kilka minut później Hinata miała dość siły, żeby uczestniczyć w ślubie Nejiego i Tenten. Zawsze była nadwrażliwa, dlatego zupełnie jej się nie dziwiłam, zdając sobie sprawę z tego, co przechodziła. Weszliśmy we trójkę na salę, na której było już kilkanaście osób. Neji siedział na łóżku szpitalnym, ubrany w białą koszulę i czarne, garniturowe spodnie. Otaczał go wianuszek bliskich mu osób, zauważyłam też siostrę Hinaty, Hanabi.
— Cześć Sakura, miło cię nie widzieć.
— Neji.
— Żartuję. Jeszcze widzę, ledwo, ledwo, ale zawsze coś.
Uśmiechnęłam się i uścisnęłam mu rękę. Poprosił, żebym włożyła kwiaty do jednego z wazonów na długim, przystrojonym białym obrusem stole, więc to zrobiłam. Stół uginał się od różnej masy jedzenia, a na samym środku stał duży, biały tort.
— Neji, jesteś gotowy? — zapytał kapłan.
— Owszem.
Stałam z boku i omiatałam wzrokiem pomieszczenie. Nigdzie nie widziałam Tenten, a przecież bez niej ślub nie miał prawa się odbyć. Patrzyłam, jak Hinata kiwa głową do Naruto, po czym Uzumaki rusza w stronę Nejiego. Człowiek uderzająco podobny do Nejiego, zapewne jego ojciec, wziął go pod jedno ramię, a Naruto pod drugie. Dzięki ich pomocy Neji podniósł się z łóżka. Chwilę później, ktoś z radia puścił dźwięki marszu weselnego Mendelssohna i do kaplicy wkroczyła Tenten.
Była ubrana w piękną, skromną, białą suknię, brązowe włosy opadały falami na plecy, a dłonie zaciskały mały bukiet kwiatów. Na jej twarzy widniał lekki stres, który momentalnie zniknął, kiedy zobaczyła Nejiego. Jej oczy były wpatrzone tylko w niego, z wzajemnością.
Kiedy stanęła obok niego, wśród obecnych osób przebiegło westchnienie wzruszenia.
Kilkanaście minut później padło sakramentalne ”tak” od obu stron, a para młoda scementowała małżeństwo pocałunkiem.
— Moja piękna żona to ostatnie, co chcę w życiu widzieć. — Śmiał się Neji.
Skromne przyjęcie weselne trwało kilka godzin. W powietrzu wisiała atmosfera mieszanki żalu i szczęścia. Jednak każdy starał się okazywać tylko szczęście, w tym ja.
Lekarze mieli rację.
Neji Hyuuga zmarł miesiąc później.
Przeżył dwadzieścia pięć lat.
T.T Płaczę.....
OdpowiedzUsuńMiałam. Jeszcze cicha nadzieję, że jednak Neji nie umrze T.T
Ogólnie jak zwykle cudownie napisane, czekam na więcej <3 i zawsze gdy czekam, a dodajesz nowy rozdział, czuję że ten czas byl tego wszystkiego warty <3
Przepiękny rozdział <3
Kocham. I dużo weny!!!
Erdoth
Dzięki za miłe słowa <3 staram się pisać regularnie, żeby nie trzeba było czekać tyle na nowe rozdziały, ale ciężko to wychodzi xd :D
UsuńPozdrawiam!
Tak smutno... Do końca wierzyłam, że stanie się jakiś cud i Neji wyzdrowieje... Przepraszam, ale tylko na to mnie stać, mimo że dostaliśmy spory kawał wnętrza Sasuke, jakoś nie mogę się na tym skupić...
OdpowiedzUsuńHej! :) Nawet nie wiesz jakiego kopniaka motywacyjnego dostaję, jak czytam, że kogoś rozdział wzruszył <3 Dzięki, że dalej zaglądasz, bo trochę kazałam czekać :(
UsuńNawet nie wiesz jak się ucieszyłam widząc nowy rozdział *__* tak mi się smutno zrobiło na tym końcu, bo zrozumiałam, że też przecież mam 25 lat i nie wyobrażam sobie co by było, gdybym odeszła jak Neji. Bardzo mi żal tej postaci ;<
OdpowiedzUsuńA Sasuke to typowy męski idiota, powinien chociaż napisać/zadzownić cokolwiek zrobić. Ale nie.. faceci i ich duma, to jest porażka. :<
Pozdrawiam sercecznie K. [beznamietni.blogsport.com]
No Sasuke to buc, przyznaję :D Ale chyba za to tak bardzo go lubię jako postać :D
UsuńMoże Sakura go utemperuje :>
Dobrze napisane. Czasami trudniej przedstawić autorowi prawdziwy smutek. Nie tylko puste słowa, ale taki tekst, żeby czytelnik tez poczuł przytłaczające emocję. Udało ci się. Zwłaszcza przemówił do mnie ten zastój Sakury, która czekała na dzień ślubu wegetując. Leżąc głównie w łóżku i nie chcąc nic więcej. To takie ludzkie.
OdpowiedzUsuńBuziaczki, czekam na więcej. <3
Hej Sayuri, dzięki że zajrzałaś <3
UsuńCieszę się, że mi się udało przekazać emocje :) Liczę że i dla Sakury przyjdą lepsze czasy :D
Jestem nowym czytaczem ale zostaje na dłużej! Oczarowało mnie to opowiadanie, emocję w nim są prawdziwe do bólu. Życzę dużo weny do pisania, czekam na więcej! Suna.
OdpowiedzUsuńHej Suna <3 Bardzo miło mi powitać nową czytelniczkę :) Cieszę się, że się podoba opowiadanie :)
UsuńCzytam z zapartym tchem od pierwszego rozdziału. Bardzo liczę na to że pojawią się następne :) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie czyta mi się Twoje opowiadanie. Dodatkowo fabuła jest tak wciągająca, że przeczytałam wszystko bez przerwy. Nie poddawaj się, jesteś w tym naprawdę dobra ��!
OdpowiedzUsuń