6.04.2018

rozdział pierwszy



 I promise
I promise myself not to slip
Back into old habit
'Cause heartbreak is savage
And love is a bitch




Gdybyś posiadła moc zmieniania biegu rzeczy, co byś zmieniła w swoim życiu?
To pytanie do tej pory zadawałam sobie przynajmniej kilka razy dziennie. U mnie nie byłoby zbytnio co zmieniać, bo niezbyt dużo się wydarzyło w moim dwudziestojednoletnim życiu. Kiedyś myślałam, że gdy dorosnę, to wszystko będzie wyglądać inaczej. Jak mogłam być tak naiwna?
Dzieciństwo spędziłam samotnie. Nie doczekałam się rodzeństwa, a rodzice cały czas tkwili w pracy, poświęcając mi mniej czasu niż bym tego chciała. Moimi jedynymi przyjaciółmi były książki i opowiadania, które pochłaniałam gdy tylko mogłam. Chodzenie do szkoły traktowałam jako przymus i codziennie budziłam się roztrzęsiona, z myślą, że muszę tam wrócić. Rówieśnicy z klasy odtrącili mnie i cały okres szkolny (nie licząc jednego przypadku) nie miałam do kogo się odezwać. Może teraz to wydawać się banalne, ale wyśmiewali mnie za bladość mojej skóry, czy za zbyt duże czoło. Mimo trudności, które dla mnie jako dziecka były trudne do zniesienia, uczyłam się dobrze, przez co nazywano mnie także kujonką.
Okres dojrzewania wspominam równie źle, co dzieciństwo. Gdy inni imprezowali, wychodzili na miasto, chodzili na randki, ja siedziałam w domu i wieczory spędzałam oglądając filmy, a nocą płakałam. Nigdy nie miałam chłopaka, a kiedy już się ktoś mną zainteresował i zaprosił do kina, na co zaskoczona przystałam, okazało się to ponurym żartem i zakładem między chłopakami z klasy. 
Przez moje nieprzyjemne doświadczenia stałam się opryskliwa, cyniczna i negatywnie nastawiona do wszystkiego, co mnie otaczało.
Jednak jakoś udało mi się przetrwać i postanowiłam zmienić swoje nudne życie o sto osiemdziesiąt stopni. Zaczęło się typowo.

*

Poczułam promienie słońca na twarzy i otworzyłam oczy. Wygrzebałam się spod kołdry i usiadłam na skraju łóżka, patrząc beznamiętnie po swoim pogrążonym w półmroku pokoju, w którym spędziłam tyle samotnych poranków, wieczorów, nocy i dni. Łóżka oczywiście nie pościeliłam, nigdy mi się nie chciało tego robić. Nie da się tego ukryć i sama zdaję sobie z tego sprawę — jestem typową bałaganiarą. Stos ubrań zalegający od kto wie ilu dni na fotelu, talerzy na biurku, na parapecie wysuszone i zwiędnięte kwiatki w paskudnych, kolorowych doniczkach. Rodzice dawno przestali mnie pouczać i zmuszać do sprzątania, a chęć do tego odbierało mi również to, że przecież i tak mnie nikt nie odwiedzał.
Nałożyłam na siebie szlafrok, a długie włosy splątałam w koka. Weszłam do kuchni czując na sobie pełne politowania spojrzenia rodziców. Na stole stał talerz z zimną jajecznicą, a obok talerza kubek zimnej herbaty. Spojrzałam na zegar wiszący nad lodówką, widniała godzina jedenasta trzydzieści pięć.
— Dzień dobry, Sakura. — Moja mama wysiliła się na bycie miłą, ojciec nawet nie podniósł głowy znad gazety. Ale wam się córeczka trafiła, co?
Sobotnie śniadanie z rodzicami tylko z pozoru nie różniło się niczym od poprzednich sobotnich śniadań. Postanowiłam przekazać im moją decyzję, podjętą około trzeciej w nocy.
— Wyjeżdżam. — Powiedziałam przeżuwając gumowatą jajecznicę, po czym, nie doczekawszy się odpowiedzi, dodałam. — Do Tokio.
Łyk gorzkiej herbaty.
Minuta ciszy.
— W jakim celu?
— Wyprowadzam się — oznajmiłam. — Czas coś zmienić w życiu.
Kątem oka zauważyłam wymianę spojrzeń rodziców. Tak, dobrze usłyszeliście. Ta pokraka życiowa, którą nazywacie swoją córką, chce się ulotnić po ponad dwudziestu latach.
— Ale jak to sobie wyobrażasz? — spytała matka. Chyba zauważyła, że nie jest to tylko moje głupie użalanie się nad sobą i że mówię poważnie.
— Odłożyłam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby wynająć mieszkanie. Znajdę pracę, znajomych, faceta, szczęście i na świecie w końcu zapanuje pokój. — Zaśmiałam się ponuro.
— Żarty na bok. Jesteś już dorosła i sama decydujesz o swoim życiu. Jeśli uważasz, że tak powinnaś zrobić, to to zrób — wtrącił się ojciec.
— Sakura, kiedy ci to przyszło do głowy? — Kolejne pytanie od coraz bardziej spanikowanej rodzicielki.
— Hmm... Gdzieś koło trzeciej w nocy. — Dojadłam jajecznicę i wstałam od stołu. — Idę do fryzjera i pożegnać się z Hinatą.
Hinata to jedyna przychylna mi osoba. Poznałyśmy się w liceum, była w równoległej klasie, miałyśmy razem zajęcia wychowania fizycznego i ona również jak ja poczuła gorzki smak odtrącenia. Może to nas zbliżyło, może tylko to, ale to też sprawiło, że obydwie miałyśmy do kogo się odezwać na korytarzu, czy po zajęciach. To pomagało i mi i jej. Dzięki temu obydwie przetrwałyśmy liceum bez większych załamań psychicznych.
Niestety nie zabiorę jej ze sobą do Tokio. Hinata musi, albo bardziej chce pomagać rodzicom w ich biznesie. Prowadzą oni zakład krawiecki i szyją ubrania do sklepów, wychodzi im to całkiem nieźle. Ona też się stała częścią tego biznesu. Stwierdziła, że ją to relaksuje i wtedy nie ma żadnych złych myśli.
Obydwie snułyśmy plany na przyszłość, które miały się nigdy nie spełnić. Hinata często przychodziła do mnie, kiedy moi rodzice wyjeżdżali. Siedziałyśmy przed telewizorem, oglądając kolejny, nudny film, jadłyśmy pizzę i popijałyśmy ją chłodnym winem. Głównie milczałyśmy. Rozumiałyśmy się bez słów, byłyśmy w takiej samej sytuacji, więc o czym tu gadać? Obydwie straciłyśmy chęć zmieniania się, dopasowywania do otoczenia czy ludzi. Nasza aspołeczność nie przeszkadzała nam w spędzaniu wieczorów razem. Dlatego ubolewam, że Hinata zostaje tutaj, ale mam nadzieję, że z czasem ją ściągnę do Tokio.
— Mogłabyś chociaż powiedzieć kiedy wyjeżdżasz — burknęła matka. — Masz już wynajęte mieszkanie?
— Dzisiaj pozałatwiam jeszcze kilka spraw, jutro się spakuję, pojutrze wyjeżdżam — powiedziałam, kierując się w stronę swojego pokoju. – Spokojnie, będzie nas dzielić tylko trzysta kilometrów. A co do mieszkania — mam. Wymieniłam już kilka maili w nocy z właścicielem i wszystko jest załatwione.
— No to chociaż tyle. Cóż, moja córa wylatuje w świat. — Zobaczyłam zamyśloną minę matki, wychodząc z kuchni. — Wierzę w ciebie, Sakura. — Usłyszałam za plecami.
Ta, jasne.

*

Umościłam się wygodnie na fotelu w salonie fryzjerskim i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Patrzyłam w swoje zielone, podkrążone oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że mam strasznie beznamiętne spojrzenie. Blada twarz kontrastuje z czerwienią fartuszka, który zarzucił na mnie fryzjer, również przyglądając mi się w lustrze. Nie ma na co patrzeć, proszę pana.
— Pani Sakura, tak? — spytał fryzjer, rozplątując mi koka. Wziął w ręce moje mysie włosy i nie spuszczał ze mnie wzroku.
— Tak.
— Więc co robimy?
— Oddaję się w pana ręce — rzekłam. Hmm, miało być tylko podcięcie końcówek, ale co mi tam. Jak zmiany, to zmiany. Raz się żyje. — Długość i kolor obojętny, mogę robić za króliczka doświadczalnego.
Na ustach fryzjera wykwitł uśmiech, a czarne oczy zabłysły. Zdałam sobie sprawę, że facet był całkiem przystojny. Czarnowłosy i czarnooki, w sumie to mój typ.
— Ma pani bardzo ładne imię — zagaił. — Kwiat wiśni.
— Mhm — mruknęłam, nie wiedząc jeszcze, o co mu chodzi.
— Nawiążemy kolorem włosów do pani imienia. — Wyszczerzył zęby i chwycił za nożyczki.
Nawet nie zdążyłam zareagować i patrzyłam oszołomiona jak kępy włosów, które zapuszczałam tyle lat, leciały w dół na marmurową posadzkę nieprzypadkowo wybranego salonu fryzjerskiego o adekwatnej nazwie — CHANGE.
Z każdym pasmem włosów, moje oczy rozszerzały się coraz bardziej, co zauważył uśmiechnięty fryzjer.
— Chciała pani być królikiem doświadczalnym. — Uśmiechnął się, docinając ostatnie pasmo. — Czy taka długość pani pasuje?
— Nie, proszę przykleić mi te włosy z powrotem — powiedziałam, ale nie doczekałam się odpowiedzi.  — Mam inne wyjście niż powiedzieć „tak”?
— Nie — odparł bezczelnie. — To teraz kolorek.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać, chociaż miałam pewne domysły po jego słowach z nawiązaniem do imienia. Gość prawdopodobnie zrobi mi różowe włosy i będę wyglądać jak dziwoląg. W sumie to wszystko mi już jedno.
Po pewnym czasie zdałam sobie sprawę, że moje przypuszczenia się potwierdziły. Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze. Moje mysie włosy o długości do połowy pleców, zamieniły się w jasnoróżowe włosy do ramion. Mimo, że jestem w stosunku do siebie bardzo krytyczna, nawet mi sie podobała ta zmiana. Kolor pasował do moich oczu i teraz wyglądałam jeszcze bardziej delikatnie niż wcześniej. Pewnie tutaj byłabym wytykana palcami, ale czuję, że w Tokio tego nie zaznam.
Otwieram nowy rozdział.

__________

Hej. Wątpię, żeby ktoś pamiętał, ale kilka lat temu prowadziłam bloga o tej nazwie i podobnej historii. Wezmę przykład z Sakury i postaram się walczyć ze swoim słomianym zapałem i doprowadzić tę historię do końca ;) Jeżeli kogoś to interesuje, to rozdziały będą pojawiać się maksymalnie co dwa tygodnie. Pozdrawiam :)

7 komentarzy:

  1. Biegu rzeczy? Bieg czasu? Czy o co to dokładnie chodzi, bo troszeczkę tego nie rozumiem.
    Każdy chyba tak myśli. Dorosłość nie jest zbyt 'fajna' :(. Chociaż zależy, czasami przecież życie tak się potoczy, że jest całkiem nieźle.
    O siema! Sakura ma podobny problem do mnie - też się trzęsłam jak musiałam iść do szkoły. Nadal się trzęsę -.-
    Ej no... momentami mam deja vu. Szok!
    Ogólnie, jestem zdziwiona. Znalazłam na wattpadzie, ale wolę blogspota więc przyszłam tutaj i mam, o dziwo, dobre pierwsze wrażenie. Szablon mi się podoba i rozdział nawet też. Trochę mnie zirytowało to oświadczanie, dobra, elo, idę sobie, wyjeżdżam... no bystra, skoro o 3 w nocy o tym pomyślała. A raczej szalona i trochę nierozsądna.
    Nie no, serio. ZA SZYBKO!

    Całkiem niezła była scena w salonie fryzjerskim. No i co ja mogę więcej napisać? Zaciekawiłaś mnie nawet. Jestem wręcz zaintrygowana. I będę trzymała kciuki za dokończenie tej historii. Bo szkoda by było, gdyby w połowie jakiś pass był! JA TYLKO TAK MÓWIĘ, nie radzę tego robić.

    I tak jak wspomniałaś o poprzednim blogu - on był na onecie czy blogspocie?
    Będę wpadać, jeszcze nie wiem jak regularnie i pewnie z jakimś poślizgiem czasowym, ale się postaram. No się zobaczy, nie?

    WENY! I piszaj tam!
    Pozdróweczki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Dzięki za pierwszy, merytoryczny komentarz na blogu ;) Poprzedni blog był tutaj, na blogspocie, jednak jak wróciłam do pisania zauważyłam, że teraz chyba blogosfera się bardziej przeniosła na Wattpad, a szkoda :) Ale cóż :D A co do rozdziałów, to mam napisanych kilka do przodu, także jestem dobrej myśli.

      Pozdrawiam również! :)

      Usuń
  2. Muszę powiedzieć, że naprawdę przyjemnie się czyta. Przechodząc ze słowa w słowo, po prostu wszystko tak ładnie, gładko przechodzi. Napewno jest to wypracowane tym, że już miałaś okazję pisać. ;) Przyznam się, że kojarzę skądś Twój nick i nawę bloga, ale nie dam sobie ręki uciąć, że to rzeczywiście było wtedy Twoje dzieło.

    Przyznam rację Blue - ciut, ciut za szybko. Fajnie, że podjęła taką decyzję, a nie inną. Nie mniej, mogłaś to rozdzielić na kilka dni. Mogłaś wszystko opisać tak, jak powyżej, ale zamiast określać początek pomysłu zaledwie w nocy, to przykładowo, że ta myśl chodziła za nią od dwóch tygodni. Wtedy rzeczywiście jest czas na załatwienie jakiegoś mieszkania, wymiana ewentualnych wiadomości z właścicielami. Wątpię by ktokolwiek pisał o takich porach. Nie mówię, że się to nie zdarza, niemniej jest to bardzo, bardzo wątpliwe.
    Poprawiłabym też coś nieco w jej rozmowie z rodzicami. Opisałaś super postrzeganie jej przez rodziców, mama miała wątpliwości,a ostatecznie bez żadnego sprzeciwu jednak powiedziała, że jej córka wyrusza w świat. Brakuje mi tutaj czegoś. Może większego sprzeciwu? Może więcej opisu wątpliwości, bądź bardziej niepewnego przyzwolenia?
    Uśmiechnęłam się rozbawiona, gdy kazała przykleić swoje włosy z powrotem. To było urocze. :D
    Ale szkoda, że nie opisałaś jej większego skupienia na zmianie. Może rzeczywiście wszystko po prostu zbyt szybko leci. Zwolnij tyci, oddaj się bardziej konkretnej scenie i będzie ekstra!
    Od razu przepraszam, za takie jęczenie: a to to, a to tu... Mam nadzieje, że mi wybaczysz. ^^""
    Ale! Zapowiada się naprawdę super i z pewnością będę zaglądać. Pozdrawiam Cię cieplutko. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, muszę przyznać, że całkowicie przypadkiem wpadłam na tego bloga i tak stwierdziłam, że przeczytam począteczek, aż tak mnie wrkęciło, że gdy był koniec powiedziałam Czemu tak szybko?!

    Ogólne wrażenie naprawdę super, mimo że przyznajmy szczerze - dużo się nie dzieje w tym rozdziale.
    Myślę, że może tutaj być ogromny potencjał, czekam na więcej!
    Pozdrawiam❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo hejo. Dopiero zajrzałem w zakładkę spam ale wcale tego nie żałuję. To naprawdę dobrze się czyta. Płynny tekst z barwnymi epitetami i nie oklepana fabuła, czego chcieć więcej? Podoba mi się odbiegniecie od typowych rodziców Sakury, którzy jak wiemy byli nadopiekuńczy co do niej. Bardzo fajnie wplotłaś prześladowanie Sakury w fabułę. Dodam to opowiadanie do siebie do linczków i czekam na więcej.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzień dobry, hello! Przeskakiwałam z bloga do bloga, sprawdzając komentujących, obserwujących i tak trafiłam do Ciebie. Bardzo podoba mi się motyw przemiany Sakury. Ha! Nareszcie ktoś poruszył kwestię jej włosów w historiach usadowionych w świecie realnym. O ile nie mam najmniejszego problemu z różowowłosą Sakurą shinobi (inny świat, inne uniwersum), to w prawdziwym życiu zawsze patrze z politowaniem na słowa "to mój naturalny kolor". Eh, jeśli jesteśmy w naszej rzeczywistości, daleko poza m&a, to bądźmy konsekwentni!

    Lecę czytać dalej, ale coś mi mówi, że masz kolejna czytelniczkę :D

    Buziaki ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam serdecznie i cieszę się, że tu zawitałaś :)
      Oj tak, niektóre postacie z Naruto mają specyficzne kolory włosów/oczu, wypadałoby jakoś to uzasadnić :D

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń