And if you're in love, then you are the lucky one,
'cause most of us are bitter over someone.
'cause most of us are bitter over someone.
Nie
wiem, co mnie podkusiło, żeby wygrzebać tę wizytówkę i zadzwonić do Sasuke.
Może desperacja, może to, że po raz kolejny zostałam wystawiona przy ważnej
sprawie, sama już nie wiem. Wiem tylko tyle, że się przed nim zbłaźniłam, ale
to żadna nowość w moim przypadku.
Dzisiaj,
po osiemnastej mam się udać do hotelu Konoha, by porozmawiać z Uchihą (o
pracy?). Przecież już tam byłam, na jednej zmianie pracować jako kelnerka, więc
dlaczego nie zapamiętałam nazwy hotelu? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.
Dalej
nie uspokoiłam niecierpliwego, dudniącego wewnątrz mojej klatki piersiowej
serca. Leżałam na plecach i wpatrywałam się w sufit, otępiale mrugając. W
spoconej dłoni kurczowo zaciskałam telefon, a drugą pocierałam czoło, które
notabene zawsze było jednym z moich wielu kompleksów. Byłam dobra chyba jedynie
w narzekaniu.
Czułam
stres. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć, jak się zachować, nie byłam dobra w
interakcjach międzyludzkich, nie mówiąc nawet o mężczyznach. Byłam ewenementem,
dziewczyna w wieku lat dwudziestu plus, niemająca nigdy chłopaka, niecałująca
się, niewychodząca na randki. No ale zdarzają się takie odrzutki społeczne, jak ja.
Przynajmniej jakoś z dziewczynami się dogadywałam, aczkolwiek aktualnie nie mam
do kogo otworzyć ust, gdyż Ino wyjechała nagrywać film, a Hinata, z tego, co
wiem, jest jak zawsze zajęta pomaganiem w rodzinnym biznesie. Ostatnimi czasy
jest też zajęta Naruto, z którym ją spiknęłam, jednak ich pierwsze spotkanie w realu jest
jeszcze przed nimi, przynajmniej z tego, co mi wiadomo.
Przeciągnęłam
się szeroko i wygrzebałam spod kołdry. Postanowiłam posprzątać mieszkanie, żeby
czas mi zleciał szybciej, no i żeby mieć już wizytę w hotelu Konoha za sobą.
Poukładałam ubrania w szafie, pozmywałam zalegające w zlewie naczynia,
pozbierałam walające się po mieszkaniu plastikowe i szklane butelki i
pozamiatałam podłogę. W moim przypadku było to dosyć niespotykane, ale czego
się nie zrobi po to, aby czas szybciej zleciał? Otworzyłam lodówkę i poza
światłem znalazłam jeszcze w lodówce kilka plasterków sera. Przekroiłam bułkę i
położyłam ser, nie trudząc się nawet o posmarowanie pieczywa masłem. Chyba
nawet go nie miałam. Chyba na pewno.
Spojrzałam
na wyświetlacz telefonu. Było kilka minut po piętnastej. Mechanicznie
przeżuwałam kanapkę, a moją głowę zaprzątały myśli o dzisiejszym spotkaniu.
Stresowałam się i bałam jednocześnie. Nie wiem dlaczego, ale chciałam się
dobrze zaprezentować przed Sasuke. Chociaż pierwsze wrażenie już zrobiłam wtedy
w barze karaoke, i to chyba nie najlepsze.
Wzięłam
prysznic i wysuszyłam włosy. Pomalowałam rzęsy i psiknęłam się perfumami, które
sprezentowała mi Hinata na poprzednie urodziny. Nałożyłam na tyłek czarne rurki
i wciągnęłam białą koszulę, którą zapięłam na ostatni guzik. Westchnęłam głośno
i zdmuchnęłam zbłąkany kosmyk włosów, opadający na oczy. Zarzuciłam torebkę na
ramię i wyszłam z mieszkania, moment później drżącymi rękoma zamykając drzwi na
klucz.
*
Tokio
po raz kolejny zaskoczyło mnie swoim ogromem. Żeby dostać się z punktu A do
punktu B, należy poświęcić horrendalne ilości minut, a często nawet i godzin.
Potrzeba dużo czasu, żeby się przyzwyczaić do całego tego ruchu, milionów
ludzi, wszechobecnych neonów i smogu.
Uważałam
przeprowadzkę tutaj jednak za szansę, którą dałam sama sobie. Nie chciałam tego
spieprzyć, nie mogłam tego zrobić i wrócić do rodziców z podkulonym ogonem.
Znalezienie pracy było dla mnie priorytetem numer jeden. Wystawili mnie z
mieszkaniem, wystawili mnie z pracą w księgarni, może chociaż Sasuke mnie nie
wystawi. Nie wiem, dlaczego się tym łudziłam.
Kurczowo
zaciskałam dłoń na szelce torebki. Drugą ręką trzymałam się za poręcz w metrze.
Były godziny szczytu, więc ludzie stali stłoczeni jeden obok drugiego, jak
sardynki w konserwie. Uczucie duchoty potęgował jeszcze wszechobecny ścisk.
Brakowało mi swojej przestrzeni osobistej, gdy kolejne ciała ocierały się o
mnie. Żałowałam, że nie poświęciłam trochę yenów, by pojechać taksówką. Ale
póki nie mam pracy, nie mogę sobie pozwolić na taką burżuazję.
Po
kilkudziesięciu minutach, po kilkunastu stacjach, w końcu dotarłam na swój przystanek.
Od mojego mieszkania do Hotelu Konoha była dosyć spora odległość, jeżeli
miałabym ją codziennie pokonywać, musiałabym uzbroić się w cierpliwość. Bo
nigdy nie byłam cierpliwa.
Wytoczyłam
się z przedziału z głębokim westchnieniem ulgi. Kilka sekund później skład
ruszył, wzbudzając duży podmuch wiatru, który rozwiał moje misternie uczesane
włosy. Przygładziłam je ręką i ruszyłam na ruchome schody wraz z setką
nieznajomych mi ludzi. Po wyjściu ze stacji metra z lekkim zaskoczeniem
zauważyłam, że powoli robi się ciemno. Zegarek wskazywał siedemnastą
trzydzieści osiem. Nie ulegało wątpliwości, że nadchodziła jesień, najbardziej
depresyjna pora roku. Moja ulubiona. Podczas jesieni, winę za swoją depresję
bezkarnie można było zrzucić na porę roku, spadające liście, pluchę i szybko
zapadającą ciemność.
Po
kilkunastu minutach szybkiego spaceru dotarłam na miejsce.
Nie
wiem dlaczego, ale pamiętałam, że hotel miał sześć pięter. Dalej wyglądał tak
ładnie, jak wcześniej, nowoczesny, aczkolwiek posiadający w sobie nutkę klasyki.
Bardzo trafiał w mój gust. Weszłam przez przeszklone drzwi, które otworzyły się
przede mną automatycznie. Pamiętałam układ lobby, więc od razu ruszyłam do
recepcji. Rzuciłam spojrzenie na windy, przed którymi zobaczyłam Sasuke po raz
pierwszy.
—
Dzień dobry — usłyszałam gdzieś przy prawym uchu i odwróciłam głowę. — Jak mogę
pani pomóc?
Patrzyła
na mnie niebieskooka brunetka, ubrana w elegancki, hotelowy uniform. Jak
ostatnio tu byłam, na recepcji siedziała blondynka. Kobieta usta miała
pociągnięte czerwoną szminką. Była bardzo ładna.
—
Dzień dobry — odparłam, lekko zmieszana. — Poproszę z Sasuke Uchihą.
Widziałam
jak wynitkowana w modny kształt lewa brew recepcjonistki wędruje do góry, a jej
spojrzenie z przyjaznego zmieniło się w rozbawione. Odchyliła się lekko w
fotelu, splatając palce obu dłoni, ukazując krótkie, wypielęgnowane, pomalowane
na czerwono paznokcie.
—
Z całym szacunkiem — wychwyciłam zawoalowaną nutę ironii — ale czy pani się nie
pomyliła?
—
Nie — odparłam, unosząc lekko podbródek. Wytrzymałam jej harde spojrzenie, sama
sobie się dziwiąc. Normalnie bym spuściła głowę, przeprosiła i poszła sobie. —
Jestem umówiona na godzinę osiemnastą — dodałam.
Recepcjonistka
uśmiechnęła się i z przyklejonym do twarzy uśmiechem uniosła słuchawkę telefonu
stacjonarnego i przytknęła ją do ucha, nie spuszczając ze mnie wzroku, tak
jakbym miała zaraz coś ukraść, albo zniszczyć. Śmieszyła mnie jej reakcja, ale
zachowałam pokerową twarz.
—
Sprawdź, czy dyrektor ma jakieś spotkanie na godzinę osiemnastą. — Chwila
ciszy. — Tak, pan Sasuke. — Kolejna chwila ciszy. — Rozumiem, dzięki.
Spojrzałam
na recepcjonistkę wyczekująco. Ponownie odchyliła się w fotelu i wstała,
stukając obcasami. Patrzyła na mnie z iskierką rozbawienia w oczach.
—
Przykro mi, ale dyrektor nie ma żadnych zaplanowanych spotkań na godzinę
osiemnastą, ani dziewiętnastą. Kończy pracę na dziś.
Mina
trochę mi zrzedła, co najprawdopodobniej zauważyła recepcjonistka, sądząc po
jej triumfalnym uśmieszku. Wyprostowałam się i wybrałam numer z wizytówki,
który miałam w historii połączeń. Przyłożyłam telefon do ucha i liczyłam
sygnały.
—
Uchiha Sasuke.
Gula
wypełniła mi gardło, a krew zaczęła szybciej płynąć w żyłach, gdy usłyszałam jego
głos. Powstrzymałam jednak nastoletnie zachowania i odchrząknęłam, rozluźniając
gardło.
—
Sakura — wymamrotałam. — Mieliśmy dziś po osiemnastej...
—
A. Tak. — Chwila ciszy. — Gdzie jesteś?
—
Na recepcji — odparłam, rzucając niepewne spojrzenie w stronę kobiety. Oglądała
swoje paznokcie, unikając mojego wzroku.
—
Poczekaj tam.
Miałam
już powiedzieć „okej”, ale słyszałam tylko urywane sygnały, oznaczające
zakończenie rozmowy. Przestąpiłam z nogi na nogę i schowałam telefon do
kieszeni. Recepcjonistka namiętnie stukała w klawiaturę, wpatrzona w monitor.
Nie rozumiałam, o co jej chodzi. Jednak nie przyszłam tu po to, aby zajmować
sobie tym głowę. Skubałam nerwowo paznokciami nitkę wystającą z boku spodni,
trwając w niezręcznej ciszy. Nerwy zjadały mnie od środka.
Z
marazmu wybudził mnie odgłos kroków zmierzających w moją stronę. Odwróciłam
głowę. Nie wiem, kiedy i skąd się wyłonił, jedno było pewne — zmierzał w moją
stronę. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Przełknęłam ślinę i pierwsze co
napotkałam, to spojrzenie jego czarnych oczu świdrujące, przewiercające mnie na
wylot. Na czoło opadały mu kosmyki równie czarnej grzywki, a między tymi
kosmykami można było dojrzeć zmarszczone brwi. Całokształtu dopełniał jego
ubiór. Rozpięta czarna marynarka, czarne, dopasowane spodnie, czarne buty,
czarny, zapięty pod samą szyję krawat. Co on, diabeł jakiś, cały na czarno?
Kontrast rzucała jedynie biała jak śnieg, wykrochmalona koszula. Ręce miał
wciśnięte w kieszenie spodni.
Zanim
skończyłam lustrować go wzrokiem, stał już przede mną i patrzył na mnie z góry.
Zamrugałam oczami i zdobyłam w sobie odwagę, by spojrzeć mu w oczy. Zatknęłam
kosmyk włosów za ucho, gardło miałam suche na wiór. Czułam na sobie wzrok
recepcjonistki, jednak w tym momencie widziałam tylko jego.
—
Idziemy, czy będziemy tu tak stać? — rzucił chłodno.
Wyprostowałam
się i pokiwałam nerwowo głową. Słowa nie potrafiły przejść mi przez gardło.
Kiwnął lekko głową, dając znak, żebym za nim poszła. Stanęliśmy przed windą, tą
samą, pod którą widziałam go po raz pierwszy. Wskaźnik przy drzwiach windy
pokazywał, że znajduje się ona teraz na poziomie minus jeden. Rzuciłam
ukradkowe spojrzenie w stronę sofy, na której wtedy siedziałam i rozmawiałam z
Hinatą. Dzisiaj już nawet nie pamiętam o czym.
Drzwi
windy otworzyły się i Sasuke przepuścił mnie przodem, niczym prawdziwy
dżentelmen. Wcisnął numer sześć. Zauważyłam, że miał długie palce i zadbane
paznokcie. Serce biło mi jak oszalałe. Sam na sam z nim, w tak małym
pomieszczeniu. Dwie ściany windy były wypełnione lustrami, mogłam przyglądać
się mu z każdej perspektywy, jednak szybko by to zauważył, a nie chciałam wyjść
na jakąś stalkerkę, więc wbiłam wzrok w czubki swoich butów.
Dojechaliśmy
na szóste piętro i znów przepuścił mnie w drzwiach. Nie wiedziałam jednak, w
którą stroną iść, więc odwróciłam się i spojrzałam pytająco. Odbił w prawo i
ruszył korytarzem. Miał długie nogi, więc stawiał o wiele dłuższe kroki niż ja.
Dreptałam za nim jak małe kaczątko, jednak po chwili go dogoniłam i wyrównałam
krok. Czułam się niepewnie i nieswojo.
Doszliśmy
do drewnianych, jasnobrązowych drzwi. Sasuke pogrzebał chwilę w kieszeni i
wyjął kartę, którą przyłożył do czytnika, a po sekundzie rozległo się
pipczenie, oznaczające otwarcie drzwi. Sasuke złapał za klamkę i jednym
pociągnięciem ramienia otworzył drzwi, wpuszczając mnie do środka. W
pomieszczeniu panował półmrok. Na wprost od drzwi znajdowało się biurko z
monitorem na blacie, za nim były okna duże na całą ścianę, przez którą
było widać wieczorną panoramę Tokio. Po lewej i prawej stronie biurka
znajdowały się regały wypełnione różnymi segregatorami, książkami i innymi
szpargałami. Po prawej stronie widniały drzwi, z małą tabliczką wiszącą po
lewej stronie. Zmrużyłam wzrok, żeby dostrzec napis, jednak przerwał mi jego
głos.
—
W lewo.
Odwróciłam
się i ze zdziwieniem zobaczyłam, że po lewej stronie widnieją identyczne drzwi,
jak po prawej. Sasuke ruszył przodem i wsunął klucz w zamek. Przy tych drzwiach
widniała taka sama tabliczka. Uchiha Sasuke. No
a jakże by inaczej? Ciekawiło mnie tylko, czyje drzwi były naprzeciwko.
Wstąpiłam
do pomieszczenia pogrążonego w mroku. Sasuke wszedł zaraz za mną i zapalił
światło. Moim oczom ukazał się dosyć sporych rozmiarów pokój, a nawet bardziej
gabinet. Dwie stykające się ściany były przeszklone, znów rzucające widok na
tokijską metropolię. Kolejne dwie ściany w ciemnoszarym kolorze, widniały na
nich jakieś pojedyncze obrazy. Zauważyłam jeszcze masywne biurko, w sumie to
musiałam zauważyć, bo wbiłam spojrzenie w środek, a po chwili dół pleców
Sasuke, zmierzającego w tamtą stronę. Mebel stał lekko na ukos od dwóch
przepełnionych ogromnymi oknami ścian. Sasuke usiadł na dużym, skórzanym fotelu
za biurkiem i patrzył na mnie badawczo.
—
Usiądź — powiedział.
Spełniłam
jego rozkaz i usiadłam na drugim fotelu. Złączyłam nogi w kostkach, kolanach i
udach i zacisnęłam ręce na kolanach. Czułam spływającą mi po plecach strużkę
potu.
—
Ładny wystrój — zagaiłam, odzywając się po raz pierwszy, odkąd go zobaczyłam
tego wieczoru. Nie odpowiedział. Oparł łokcie na dębowym blacie i złączył palce
dłoni, zakrywając połowę nosa i usta. Naszła mnie głupia ochota poprosić go, by
się nie zakrywał. Miał zbyt przystojną twarz, by chować ją za dłońmi.
—
Co byś chciała tutaj robić? — zadał pytanie, a ja zamrugałam, wlepiając w niego
tępe spojrzenie. Hmm... być twoją osobistą asystentką?
—
Cokolwiek — odparłam mądrze inaczej. Nie wychodziłam na zbytnio inteligentną,
ale gardło miałam tak zeschnięte, że wydobyło się z niego tylko jedno słowo.
Sasuke
westchnął głęboko i rozplątał palce dłoni. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę.
Zaczął wystukiwać paznokciem o blat jednostajny rytm.
—
Dobra, na początek praca kelnerki. Pasuje?
Pokiwałam
energicznie głową.
—
Mam trochę doświadczenia, mało, bo mało, ale zawsze coś.
—
Raczej żadnej filozofii tu nie ma — powiedział. — Co z godzinami pracy?
Studiujesz, masz jakoś zajęte weekendy?
—
Nie mam — odparłam.
—
Dobra, ja się tym nie zajmuję, ale przekaże odpowiednim osobom. Z tego, co wiem,
grafik ustalają na dwa tygodnie w przód.
—
Mi odpowiada — powiedziałam, po czym zaniosłam się kaszlem. Machałam dłonią przed
twarzą, wachlując się. Zdawałam sobie sprawę, że musiałam zrobić się czerwona
jak burak z braku powietrza. Po chwili mi przeszło, a pozostałością po
niespodziewanym ataku kaszlu były tylko załzawione oczy.
—
Chcesz się czegoś napić? — usłyszałam pytanie.
—
Poproszę.
Nachylił
się nad biurkiem i otworzył szafkę.
—
Whisky, sake, bourbon, wino?
—
Obrabowałeś monopolowy? — zagaiłam, ale nie doczekałam się odpowiedzi. — Może
masz wodę?
—
Nie mam. Poczekaj — powiedział, po czym podniósł słuchawkę telefonu do ucha.
Miałam już protestować i powiedzieć, że wino może być. — Przynieś butelkę wody.
Tak, do mnie. — Odłożył słuchawkę na telefon. — Za dwie, trzy minuty będzie.
—
Nie trzeba było — powiedziałam. Oprócz zaczerwienienia wywołanego atakiem
kaszlu, doszło zaczerwienienie wywołane zawstydzeniem.
—
Za późno.
Chwilę
trwającą mniej niż trzy minuty później usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Sasuke
powiedział tylko „wejść” i po chwili, gdyż drzwi wejściowe były za
moimi plecami, zobaczyłam mężczyznę niosącego na tacy dwie kryształowe szklanki
i szklaną butelkę wypełnioną przezroczystym płynem. Postawił butelkę i dwie
szklanki na biurku i wycofał się bez słowa. No nieźle, ma nawet
służących.
Odkorkował
butelkę i wypełnił jedną z dwóch szklanek. Nie no, nalałabym sobie, ale jak już
mi nalał, to protestować nie będę. Chwyciłam szklankę wody i przechyliłam ją
całą, czując ulgę przy podrażnionym gardle. Cały czas czułam na sobie jego
wzrok. Odstawiłam szklankę i odchrząknęłam cicho. O wiele lepiej.
—
Umowa będzie przygotowana na pierwszy dzień pracy. Skontaktuję się z tobą
wcześniej. Jeszcze nie wiem, kiedy zaczniesz. Może za tydzień.
—
Bardzo ci dziękuję — wymamrotałam, napotykając spojrzenie jego czarnych oczu. —
Za zatrudnienie mnie.
Jego
lewy kącik ust niezauważalnie powędrował do góry, po czym wrócił na swoje
miejsce.
—
Dziękuj Naruto, a nie mnie. Robię to ze względu na jego prośbę — oznajmił, po
czym spojrzał wymownie na znajdujący się na przegubie zegarek. — À propos.
Umówiłem się z nim dzisiaj na wieczór.
—
Czy on przypadkiem nie miał wracać do Osaki? — zapytałam.
—
Miał wracać, ale chyba mu przedłużyli delegację. Albo sam sobie przedłużył.
To
by było całkiem w jego stylu.
—
To jest niedaleko twojego mieszkania. Podrzucić cię? — spytał.
Każda
chwila spędzona z nim sam na sam była grą wartą świeczki. Chciałam spędzić z
nim jak najwięcej czasu, mimo, że byłam nim straszliwie skrępowana, to czułam
się dobrze w jego otoczeniu. Chciałam wykorzystać tę okazję.
—
Jeśli nie masz nic przeciwko, to okej — oznajmiłam, uśmiechając się delikatnie.
Nagle
rozległo się pukanie do drzwi, niezbyt delikatne. Podskoczyłam w miejscu na
fotelu i położyłam dłoń nad klatką piersiową, nad zbyt szybko bijącym sercem.
Wystraszyłam się, ale starałam się nie dać po sobie tego poznać. Chyba z marnym
skutkiem. Widziałam, jak Sasuke marszczy brwi, jednak siedział dalej nieruchomo,
jakby niewzruszony. Odezwał się, każąc wejść osobie dobijającej się do środka.
Słyszałam za swoimi plecami naciskaną klamkę, a po chwili dźwięk otwieranych
drzwi. Przełknęłam ślinę, której nadmiar zebrał mi się w ustach, jednak gardło
miałam zaciśnięte. Czułam się źle, w otoczeniu nowej, nieznajomej osoby, nawet
nie wiedziałam kogo. Skuliłam się w fotelu, chcąc się schować, jak dziecko,
które podczas zabawy w chowanego, staje za kotarą i myśli, że jest
niewidzialne, mimo że wystaje mu dolna połowa ciała.
Po
drewnianej podłodze rozbrzmiał stukot obcasów. Kobieta. Maniera jej chodzenia
wyrażała pewność siebie, tak samo, jak to, w jaki sposób zapukała do drzwi.
Weszła jak do siebie. Nie miałam odwagi, żeby wychylić się z fotelu i ujawnić.
—
Sa-su-ke-kuuun — usłyszałam przesłodzony głos, akcentujący w sposób
jednoznaczny każdą sylabę jego imienia. Styl jej wypowiedzi sugerował, jakby
byli ze sobą... blisko.
Jego
dziewczyna?
—
Zapomniałam wziąć kalendarz, ale tak jak obiecałam, raporty będziesz miał
jeszcze w tym tygodniu. — Ton jej głosu przyprawiał mnie o dreszcze i chęć
zwrócenia kanapki z serem wprost na biurko Uchihy.
Nie
wiem, jak to możliwe, ale mnie nie zauważyła. Pewnie dlatego, że fotel był
spory, a ja ważyłam około pięćdziesiąt kilo. Albo dlatego, że całą swoją uwagę skupiła
na nim. Zdziwiłam się swoją reakcją, ale poczułam ukłucie gdzieś w sercu.
Wychwyciłam w swoich emocjach wyraźną nutę rozczarowania.
Wstrzymałam
oddech, kiedy przemknęła obok mnie, zostawiając za sobą woń słodkich, duszących
perfum. Rzuciłam rozgorączkowane spojrzenie na Sasuke, on jednak milczał,
wyraźnie poirytowany całą tą sytuacją. Myślałam, że oczy wyjdą mi z orbit, gdy
obeszła biurko i kucnęła przed Sasuke.
Co
do...
Czy
właśnie mam uczestniczyć w pierwszej scenie seksualnej w moim życiu? I to
jeszcze jako widz?! Czy można bardziej przegrać życie?
Minimalną
ulgę przyniosło mi to, że usłyszałam, jak grzebie w szafce biurka. Cały czas
wstrzymywałam powietrze, przez co moja twarz, również przez zaistniałą sytuację, najprawdopodobniej była już purpurowa. Byłam bliska omdlenia.
—
Znalazłam — powiedziała triumfalnie i wyprostowała się. Stała plecami do mnie,
więc do tej pory pozostałam niezauważona. Usiadła na biurku, zakładając
prowokująco nogę na nogę. Mimo że ta osoba mnie irytowała, to muszę przyznać,
że posiadała całkiem zgrabne nogi. Miała na sobie krótką spódniczkę i beżowy,
cienki płaszczyk, na które spływały kaskadą długie, czerwone włosy. — Postaram
się zrobić to na piątek — oznajmiła, przebierając nogami. — Mam nadzieję, że mi
jakoś to wynagrodzisz? — zapytała, lekko zbliżając się do Sasuke.
Patrzyłam
na jego twarz. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja zauważyłam w nich iskierkę
rozbawienia. Wkurzał mnie, drocząc się w taki sposób. Na jego wargach rozkwitł
ironiczny uśmiech.
—
Zabierasz mój cenny czas — powiedział do niej, cały czas wpatrując się we mnie.
— Jestem zajęty. Mam gościa.
—
Hęęęę? — usłyszałam jej skrzeczący głos, a po chwili jej czerwona głowa
odwróciła się w moją stronę. Zza grubych okularów widać było zaskoczone
spojrzenie, rozszerzonych do granic możliwości oczu. Jej usta przypominały
literkę „O”, wyglądała jak karp, który uciekł z wigilijnego stołu. — Kim jest
ta... pani i czemu mi o tym nic nie wiadomo?
Bardziej
niż to, czemu jej „o tym nic nie wiadomo”, czekałam na odpowiedź Sasuke, kim
jestem. Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
—
Nie musisz wszystkiego wiedzieć — odparł, przenosząc swoje spojrzenie z mojej
osoby, na czerwonowłosego nachodźcę. — A teraz zostaw nas samych, przecież cię
odesłałem do domu.
—
W samochodzie zorientowałam się, że zapomniałam kalendarza — powiedziała,
zeskakując z biurka, ze stuknięciem obcasa. Nie przejęła się tym, że podwinęła
się jej spódniczka i prawie było widać jej bieliznę. — Widocznie nie zależy ci
tak na tym raporcie, ale i tak go zrobię. — Uśmiechnęła się. — To do jutra. — Mrugnęła
do niego, a ja nie mogłam odgadnąć, co ich łączy. — Żegnam ozięble — rzuciła,
mijając mnie. Ta baba była jakaś dziwna, w ułamku sekundy jej nastawienie z
flirciarskiego w stronę Sasuke, zmieniło się w nieprzyjazne w moim kierunku.
Kiedy
drzwi za nią się zamknęły, wypuściłam nagromadzone w płucach powietrze. W
ostatnim momencie, bo już kręciło mi się w głowie. Od razu rzuciłam się do
butelki z wodą, stojącej na biurku, napełniłam szklankę i wychyliłam ją
duszkiem.
Nie
zważając, na kwestię dobrego wychowania, przetarłam krople wody zalegające w
kąciku ust przegubem dłoni. Milczenie, które zawisło w powietrzu, po wyjściu
czerwonej lampucery, było nieznośne.
—
To Karin, moja sekretarka. — Sasuke pozytywnie mnie zaskoczył tym, że przerwał
niezręczną ciszę. Przez moją głowę przemknęła absurdalna myśl. Ona, tak jak jej
powiedział, nie musi wszystkiego wiedzieć, a mi przedstawił informację o niej,
bez mojego pytania. Ale to o niczym nie świadczy, prawda?
—
Myślałam, że twoja dziewczyna — palnęłam.
Sasuke
spojrzał się na mnie dziwnie, po czym cicho parsknął.
—
To źle myślałaś — odpowiedział, ucinając temat.
*
Cieszyłam
się z faktu darmowej podwózki, jednak bardziej cieszyłam się, że tę podwózkę
zaproponował mi on. Na poziomie minus jeden w hotelu, jak można się domyślić,
znajdował się parking, wypełniony przeróżnymi autami. Po około pięciu minutach
dotarliśmy do jego czarnego Jaguara. Mimo że dobrze nie znam Sasuke, uważam,
że ten samochód do niego pasuje.
Wyjechaliśmy
z parkingu podziemnego, a w radiu grała jakaś piosenka, która jest teraz na
topie. W głębi duszy się denerwowałam, gdy sunął ponad sto kilometrów na
godzinę przez miasto. Wprowadzał auto w nagłe zwroty, wyprzedzając wolniej
jadące pojazdy. Jeździł szybko, jednak precyzyjnie i sprawnie. Mogłabym
określić styl jazdy Sasuke jako dosyć... agresywny.
—
Chcesz nas zabić? — sapnęłam, gdy światło zmieniło się na zielone, a on wcisnął
pedał gazu do samej deski, przy okazji wciskając nas w fotele.
—
Chcę szybko dojechać na miejsce — odparł, zmieniając pas.
—
Lepiej dziesięć minut za późno, niż dziesięć lat za wcześnie — powiedziałam
zasłyszaną kiedyś mądrość.
Sasuke
nie odparł. Rzuciłam spojrzenie w jego stronę, zaciskając mocno dłoń na pasie
bezpieczeństwa. Zauważyłam, że usta miał złączone w wąską linię, a jego
zachowanie się zauważalnie zmieniło. Nagle stał się nieobecny i zdystansowany.
Nie zdjął jednak nogi z gazu, przyśpieszając jeszcze bardziej. Czekałam tylko,
aż w lusterku zobaczę niebiesko-czerwone światła policyjne.
—
Jesteś... irytująca.
Zamrugałam
gwałtownie, rzucając mu pytające spojrzenie. Nie ukrywam, że mnie zatkało,
jednak nie doczekałam się żadnego rozwinięcia tematu.
Po
jakimś czasie z zadumy wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu, w momencie,
kiedy Sasuke manewrował kierownicą, parkując auto, pod rozświetlonym budynkiem.
Sasuke odebrał telefon. Mimo że chyba nie jestem wścibska, zauważyłam, że
dzwoni Naruto.
—
No? ... Na miejscu ... Ta ... Ech, no dobra.
Rozłączył
się i westchnął, przeczesując palcami czarne włosy. Miałam ochotę zrobić to za
niego. Nie wiem czemu, ale gdy był obok, miałam więcej chęci do życia, nawet
serce biło mi szybciej.
—
Ten idiota się spóźni — odezwał się, a w jego tonie wyczułam nutę irytacji. —
Nie wiem, odwieźć cię, czy chcesz wejść coś zjeść?
Zaniemówiłam.
Czy to się działo naprawdę? Niech mnie ktoś uszczypnie. Przecież to można
podciągnąć pod definicję randki! Najpierw mi zaproponował podwózkę, teraz
jeszcze to... Jeśli to sen, to nie chcę się budzić.
—
Yy — wydukałam, w jednym momencie zapominając, jak się mówi. — W sumie to
jadłam dzisiaj tylko bułkę z serem — powiedziałam, a dopiero po chwili
uświadomiłam sobie, jak głupio to zabrzmiało. Ale idiotka ze mnie.
Sasuke
uniósł brew, patrząc się na mnie dziwnie.
—
To może nawet szybciej cię zatrudnię, zanim przestaniesz cokolwiek jeść —
powiedział całkiem poważnie. Zaśmiałam się nerwowo, a w myślach miałam ochotę
zniknąć. — To jak?
—
Chętnie coś zjem — odpowiedziałam dyplomatycznie, bo przecież nie powiem mu: „Tak,
chętnie spędzę z tobą jeszcze trochę czasu, bo nie wiem co, ale coś mnie w
tobie kręci, no i czemu nie skorzystać z okazji, skoro proponujesz?”.
Zajęliśmy
jedyny wolny stolik, czteroosobowy. Jakbym była grubsza, to uznałabym to za
afront i sugerowanie, że jestem tak gruba, że potrzebuję dwóch siedzeń. Jednak
nie przejęłam się tym i usiadłam, rzucając co chwilę nieśmiałe spojrzenia
Sasuke. Zdawał się ich nie zauważać albo, co bardziej prawdopodobne,
ignorować. Chwilę później kelner podszedł i zamówiłam makaron z krewetkami, a
Sasuke faszerowane pomidory. Sasuke raczył się wodą, a ja poprosiłam o lampkę
wina.
Gdyby
nie to, że (niestety) nic mnie z nim nie łączy, oprócz wspólnej znajomości
Naruto i tego, że to mój były (na jeden dzień, ale się liczy) i równocześnie
przyszły pracodawca, uznałabym to za przyjemną randkę.
—
Kolor twoich włosów — zagaił, a ja podniosłam na niego spojrzenie znad talerza.
Muszę przyznać, że był to przyjemny widok. — To wynik jakiegoś przegranego
zakładu?
Mało
brakowało, a zadławiłabym się krewetką. Co za cham nieokrzesany! Zmarszczyłam
brwi i wbiłam w niego obrażone spojrzenie.
—
Nie — odburknęłam. — Nie musisz patrzeć, jak ci się nie podobają. — Grzebałam
widelcem w talerzu, nerwowo mieszając w makaronie. Odechciało mi się jeść.
—
Tego nie powiedziałem. A patrzeć będę, bo są niespotykane i rzucają się w oczy.
—
Nie wiem, czy to ironia, czy nie — wymamrotałam.
Uśmiechnął
się jedynie półgębkiem i spojrzał gdzieś za mnie. Odebrał mi chęci do
wszystkiego.
—
W końcu przyszli — powiedział.
—
Kto przyszedł? — zapytałam i odwróciłam się, wędrując wzrokiem w to miejsce, w
które wpatrywał się Sasuke.
Odwróciłam
głowę, moim oczom ukazała się roześmiana twarz Naruto, a obok niego inna,
trochę bardziej znajoma.
—
Hinata!
__________
Jest i rozdział. Wybaczcie, że z takim poślizgiem, jednak miałam na głowie pracę magisterską, egzamin poprawkowy (zaliczyłam :D) i pracę od 9 do 17 :( . Na szczęście trochę już to wszystko ogarnęłam, więc będę mieć więcej czasu na pisu-pisu. A od środy lecę na dłuugo wyczekiwany urlop. Pozdrawiam Was!
Aaaa! Rozdział! Świetny, akcja rusza pełną parą widzę! Oby szybko pojawił się kolejny :D Ja wybaczam! Gratuluję zdanego egzaminu i udanego urlopu życzę :D
OdpowiedzUsuńDziękuje, dziękuje! Bardzo mi miło, że się podobało :) A no i na następny rozdział chyba nie będzie trzeba czekać tyle, co na ten :D
UsuńUwielbiam Sakurę w Twoim wydaniu za tą jej delikatność i dziewiczość!
OdpowiedzUsuńJest cudowną, słodką i zagubioną w realiach młodą osóbką. :)
Ona i Sasuke stanowią cudowny kontrast odbierania świata i charakterów ! <3
Oczywiście połknęłam rozdział z prędkością światła napawającym się nim jak szaleniec.
Kochana życzę Ci oczywiście udanego urlopu :D.
PS. U mnie pojawił się już jakiś czas temu nowy rozdział,a następny pojawi się pewnie jutro wieczorkiem.
Buziaki :D
Nawet nie wiesz, jaki uśmiech na twarzy wywołał u mnie Twój komentarz! :) Dziękuję bardzo i lecę do Ciebie nadrabiać zaległości :)
UsuńWarto było czekać 😙
OdpowiedzUsuńCieszę się ;)
UsuńJak każdy Twój rozdział, czytało mi się go szybko i przyjemnie :). Nie dziwię się Sakurci, że stresowała się. Sama na myśl o spotkaniu z Uchihą czułabym się zaniepokojona. To w końcu nasz przystojny Sasuke, na którego widok niejedna by zemdlała <3.
OdpowiedzUsuńSekretarka na początku spowodowała, że mnie krew zalała. Miałam ja ochotę zwyzywać, ale uspokoiłam się w momencie, w którym Haruno nie dała za wygraną i zdecydowała się sama zadzwonić do czarnowłosego. I na ten moment właśnie czekałam! Haruno pokazała, że mimo wszystko musi go zobaczyć. I taką bohaterkę lubię :).
Karin?! No co jak co, ale jej się tutaj nie spodziewałam :D. Aż jestem ciekawa, czy będzie miała wpływ na dalsze koleje losu naszych gołąbeczków :).
Nie musisz nas przepraszać, praca magisterska to ciężka sprawa i wiadomo, że będzie górowała nad przyjemnościami. I tak dałaś radę napisać go szybko. Mi wiecznie brakuje czasu, a nawet studiów nie zaczęłam XD. Więc nie wiem jak to ze mną będzie w tej przyszłości.
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! <3
Hej, jak zawsze Twój komentarz bardzo mnie cieszy :) Miło, że się podobało :) Sakura nie dała za wygraną, i dobrze :D A Karin może jeszcze trochę namieszać :D Co do następnego rozdziału, wena jest, chęci są, ale nie mam możliwości, żeby pisać - korzystam jeszcze z greckiego słoneczka :))
UsuńKorzystaj Kochana, korzystaj!
UsuńPotem będzie bardzo tęskno! Spędziłam we wrześniu dwa tygodnie na Korfu a teraz nie umiem żyć bez tamtego klimatu. <3
Jednak jest ogromny plus, nazbierałam natchnienia na kilka dobrych rozdziałów i Tobie też tego życzę.
Mam nadzieję, że wrócisz wypoczęta i pełna energii !
No to komentujemy całość opowiadania :D Wcześniej zostawiłam już co nieco pod każdym rozdziałem.
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba lekkość Twojego stylu. Wszystkie część historii pochłonęłam z marszu i czytało mi się naprawdę przyjemnie.
Cieszę się, że chociaż Sakurę coś przyciąga do Sasuke, to nie stała się bezmyślna. Ciągle, mimo fobii społecznej, potrafi się odciąć na jego kąśliwe uwagi. Mimo że dygocze na sam widok Uchihy, to nie robi z siebie idiotki i nie próbuje go nieudolnie uwieść.
Irytująca była postać Karin, ale domyślam się, że był to zabieg celowy. Rozumiem, że wyczuła zagrożenie w nieznajomej kobiecie w gabinecie swojego obiektu westchnień, ale kobieto opanuj się, jesteś dorosłą osobą! Jak rzuciła "żegnam ozięble" to aż chciałam czymś rzucić w nią xD
Hinatka zrobiła niezłą niespodziankę Sakurze, no nie ładnie tak nic nie mówić! Tylko szczerze zadziwił mnie fakty, że mimo swojej płochości, zgodziła się spotkać z Naruto po tak krótkim czasie od zapoznania.
Wypoczywaj, odpoczywa, nabieraj siły!
Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twój blog i będę go regularnie odwiedzać i skomleć o nowe rozdziały, jak to mam w swoim zwyczaju :3
Buziaki ❤
Kurczę, miałam napisany długi komentarz, ale mi się skasował jakoś, grr ://
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim chciałam podziękować Ci za wszystkie Twoje komentarze na obydwu blogach, no i że poświęciłaś czas, żeby wszystko przeczytać :) Cieszę się, że opowiadanie trafiło w gust i mam nadzieję, że kolejne rozdziały też będą się podobać :)
Karin owszem, jest trochę irytująca, ale ja osobiście bardzo lubię tę postać, jeśli mowa o M&A :D
Hinata w kanonie szalała za Naruto, mimo swojej nieśmiałości :P Może i tutaj urzekła ją jego charyzma :D W końcu Sakura też poszła z Naruto do kina ledwo go znając :D
Nie powstrzymuj się z katowaniem mnie o nowe rozdziały, jest to motywujące :D
Jeszcze raz wielkie dzięki i pozdrawiam Cię serdecznie <3
Też lubię Karin tylko w tym wypadku no nie mogłam jej zdzierżyć xD
UsuńZ kanonu po prostu uwielbiałam te sceny, gdy przechodziła z wkurzonej na Suigetsu do flirtującej z Saskiem w sekundę ^^
Uhuhu, mam się dopominać o rozdziały? Nawet nie wiesz na co się zgadzasz, potrafię być irytująca xD
Wiem, które sceny masz na myśli :D
UsuńAaa dawaj, upominaj mnie, może jakoś przeżyję :P
Jak Karin tu będzie w ciąży i będzie uwodzić Saska to się zdenerwuję. Tak to szantaż😜 Nie mogę się stresować, więc błagam wyrzuć z głowy wszelkie takie pomysły. 😇😇😇😇😇
OdpowiedzUsuńPanibw recepcji zakochana i tyle, co drążysz Sakura. Niezle spotkanko się chyba szykuje! Nono!
Eloszki! :*
Karin jak zawsze wzbudza wiele negatywnych emocji :D A ona przecież fajna jest xD
UsuńPozdrówki! :)