23.09.2018

rozdział ósmy


And if you're in love, then you are the lucky one,
'cause most of us are bitter over someone
.



Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby wygrzebać tę wizytówkę i zadzwonić do Sasuke. Może desperacja, może to, że po raz kolejny zostałam wystawiona przy ważnej sprawie, sama już nie wiem. Wiem tylko tyle, że się przed nim zbłaźniłam, ale to żadna nowość w moim przypadku.
Dzisiaj, po osiemnastej mam się udać do hotelu Konoha, by porozmawiać z Uchihą (o pracy?). Przecież już tam byłam, na jednej zmianie pracować jako kelnerka, więc dlaczego nie zapamiętałam nazwy hotelu? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.
Dalej nie uspokoiłam niecierpliwego, dudniącego wewnątrz mojej klatki piersiowej serca. Leżałam na plecach i wpatrywałam się w sufit, otępiale mrugając. W spoconej dłoni kurczowo zaciskałam telefon, a drugą pocierałam czoło, które notabene zawsze było jednym z moich wielu kompleksów. Byłam dobra chyba jedynie w narzekaniu.
Czułam stres. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć, jak się zachować, nie byłam dobra w interakcjach międzyludzkich, nie mówiąc nawet o mężczyznach. Byłam ewenementem, dziewczyna w wieku lat dwudziestu plus, niemająca nigdy chłopaka, niecałująca się, niewychodząca na randki. No ale zdarzają się takie odrzutki społeczne, jak ja. Przynajmniej jakoś z dziewczynami się dogadywałam, aczkolwiek aktualnie nie mam do kogo otworzyć ust, gdyż Ino wyjechała nagrywać film, a Hinata, z tego, co wiem, jest jak zawsze zajęta pomaganiem w rodzinnym biznesie. Ostatnimi czasy jest też zajęta Naruto, z którym ją spiknęłam, jednak ich pierwsze spotkanie w realu jest jeszcze przed nimi, przynajmniej z tego, co mi wiadomo.
Przeciągnęłam się szeroko i wygrzebałam spod kołdry. Postanowiłam posprzątać mieszkanie, żeby czas mi zleciał szybciej, no i żeby mieć już wizytę w hotelu Konoha za sobą. Poukładałam ubrania w szafie, pozmywałam zalegające w zlewie naczynia, pozbierałam walające się po mieszkaniu plastikowe i szklane butelki i pozamiatałam podłogę. W moim przypadku było to dosyć niespotykane, ale czego się nie zrobi po to, aby czas szybciej zleciał? Otworzyłam lodówkę i poza światłem znalazłam jeszcze w lodówce kilka plasterków sera. Przekroiłam bułkę i położyłam ser, nie trudząc się nawet o posmarowanie pieczywa masłem. Chyba nawet go nie miałam. Chyba na pewno.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Było kilka minut po piętnastej. Mechanicznie przeżuwałam kanapkę, a moją głowę zaprzątały myśli o dzisiejszym spotkaniu. Stresowałam się i bałam jednocześnie. Nie wiem dlaczego, ale chciałam się dobrze zaprezentować przed Sasuke. Chociaż pierwsze wrażenie już zrobiłam wtedy w barze karaoke, i to chyba nie najlepsze.
Wzięłam prysznic i wysuszyłam włosy. Pomalowałam rzęsy i psiknęłam się perfumami, które sprezentowała mi Hinata na poprzednie urodziny. Nałożyłam na tyłek czarne rurki i wciągnęłam białą koszulę, którą zapięłam na ostatni guzik. Westchnęłam głośno i zdmuchnęłam zbłąkany kosmyk włosów, opadający na oczy. Zarzuciłam torebkę na ramię i wyszłam z mieszkania, moment później drżącymi rękoma zamykając drzwi na klucz.

*

Tokio po raz kolejny zaskoczyło mnie swoim ogromem. Żeby dostać się z punktu A do punktu B, należy poświęcić horrendalne ilości minut, a często nawet i godzin. Potrzeba dużo czasu, żeby się przyzwyczaić do całego tego ruchu, milionów ludzi, wszechobecnych neonów i smogu.
Uważałam przeprowadzkę tutaj jednak za szansę, którą dałam sama sobie. Nie chciałam tego spieprzyć, nie mogłam tego zrobić i wrócić do rodziców z podkulonym ogonem. Znalezienie pracy było dla mnie priorytetem numer jeden. Wystawili mnie z mieszkaniem, wystawili mnie z pracą w księgarni, może chociaż Sasuke mnie nie wystawi. Nie wiem, dlaczego się tym łudziłam.
Kurczowo zaciskałam dłoń na szelce torebki. Drugą ręką trzymałam się za poręcz w metrze. Były godziny szczytu, więc ludzie stali stłoczeni jeden obok drugiego, jak sardynki w konserwie. Uczucie duchoty potęgował jeszcze wszechobecny ścisk. Brakowało mi swojej przestrzeni osobistej, gdy kolejne ciała ocierały się o mnie. Żałowałam, że nie poświęciłam trochę yenów, by pojechać taksówką. Ale póki nie mam pracy, nie mogę sobie pozwolić na taką burżuazję.
Po kilkudziesięciu minutach, po kilkunastu stacjach, w końcu dotarłam na swój przystanek. Od mojego mieszkania do Hotelu Konoha była dosyć spora odległość, jeżeli miałabym ją codziennie pokonywać, musiałabym uzbroić się w cierpliwość. Bo nigdy nie byłam cierpliwa.
Wytoczyłam się z przedziału z głębokim westchnieniem ulgi. Kilka sekund później skład ruszył, wzbudzając duży podmuch wiatru, który rozwiał moje misternie uczesane włosy. Przygładziłam je ręką i ruszyłam na ruchome schody wraz z setką nieznajomych mi ludzi. Po wyjściu ze stacji metra z lekkim zaskoczeniem zauważyłam, że powoli robi się ciemno. Zegarek wskazywał siedemnastą trzydzieści osiem. Nie ulegało wątpliwości, że nadchodziła jesień, najbardziej depresyjna pora roku. Moja ulubiona. Podczas jesieni, winę za swoją depresję bezkarnie można było zrzucić na porę roku, spadające liście, pluchę i szybko zapadającą ciemność.
Po kilkunastu minutach szybkiego spaceru dotarłam na miejsce.
Nie wiem dlaczego, ale pamiętałam, że hotel miał sześć pięter. Dalej wyglądał tak ładnie, jak wcześniej, nowoczesny, aczkolwiek posiadający w sobie nutkę klasyki. Bardzo trafiał w mój gust. Weszłam przez przeszklone drzwi, które otworzyły się przede mną automatycznie. Pamiętałam układ lobby, więc od razu ruszyłam do recepcji. Rzuciłam spojrzenie na windy, przed którymi zobaczyłam Sasuke po raz pierwszy.
— Dzień dobry — usłyszałam gdzieś przy prawym uchu i odwróciłam głowę. — Jak mogę pani pomóc?
Patrzyła na mnie niebieskooka brunetka, ubrana w elegancki, hotelowy uniform. Jak ostatnio tu byłam, na recepcji siedziała blondynka. Kobieta usta miała pociągnięte czerwoną szminką. Była bardzo ładna.
— Dzień dobry — odparłam, lekko zmieszana. — Poproszę z Sasuke Uchihą.
Widziałam jak wynitkowana w modny kształt lewa brew recepcjonistki wędruje do góry, a jej spojrzenie z przyjaznego zmieniło się w rozbawione. Odchyliła się lekko w fotelu, splatając palce obu dłoni, ukazując krótkie, wypielęgnowane, pomalowane na czerwono paznokcie.
— Z całym szacunkiem — wychwyciłam zawoalowaną nutę ironii — ale czy pani się nie pomyliła?
— Nie — odparłam, unosząc lekko podbródek. Wytrzymałam jej harde spojrzenie, sama sobie się dziwiąc. Normalnie bym spuściła głowę, przeprosiła i poszła sobie. — Jestem umówiona na godzinę osiemnastą — dodałam.
Recepcjonistka uśmiechnęła się i z przyklejonym do twarzy uśmiechem uniosła słuchawkę telefonu stacjonarnego i przytknęła ją do ucha, nie spuszczając ze mnie wzroku, tak jakbym miała zaraz coś ukraść, albo zniszczyć. Śmieszyła mnie jej reakcja, ale zachowałam pokerową twarz.
— Sprawdź, czy dyrektor ma jakieś spotkanie na godzinę osiemnastą. — Chwila ciszy. — Tak, pan Sasuke. — Kolejna chwila ciszy. — Rozumiem, dzięki.
Spojrzałam na recepcjonistkę wyczekująco. Ponownie odchyliła się w fotelu i wstała, stukając obcasami. Patrzyła na mnie z iskierką rozbawienia w oczach.
— Przykro mi, ale dyrektor nie ma żadnych zaplanowanych spotkań na godzinę osiemnastą, ani dziewiętnastą. Kończy pracę na dziś.
Mina trochę mi zrzedła, co najprawdopodobniej zauważyła recepcjonistka, sądząc po jej triumfalnym uśmieszku. Wyprostowałam się i wybrałam numer z wizytówki, który miałam w historii połączeń. Przyłożyłam telefon do ucha i liczyłam sygnały.
— Uchiha Sasuke.
Gula wypełniła mi gardło, a krew zaczęła szybciej płynąć w żyłach, gdy usłyszałam jego głos. Powstrzymałam jednak nastoletnie zachowania i odchrząknęłam, rozluźniając gardło.
— Sakura — wymamrotałam. — Mieliśmy dziś po osiemnastej...
— A. Tak. — Chwila ciszy. — Gdzie jesteś?
— Na recepcji — odparłam, rzucając niepewne spojrzenie w stronę kobiety. Oglądała swoje paznokcie, unikając mojego wzroku.
— Poczekaj tam.
Miałam już powiedzieć „okej”, ale słyszałam tylko urywane sygnały, oznaczające zakończenie rozmowy. Przestąpiłam z nogi na nogę i schowałam telefon do kieszeni. Recepcjonistka namiętnie stukała w klawiaturę, wpatrzona w monitor. Nie rozumiałam, o co jej chodzi. Jednak nie przyszłam tu po to, aby zajmować sobie tym głowę. Skubałam nerwowo paznokciami nitkę wystającą z boku spodni, trwając w niezręcznej ciszy. Nerwy zjadały mnie od środka.
Z marazmu wybudził mnie odgłos kroków zmierzających w moją stronę. Odwróciłam głowę. Nie wiem, kiedy i skąd się wyłonił, jedno było pewne — zmierzał w moją stronę. Momentalnie zrobiło mi się gorąco. Przełknęłam ślinę i pierwsze co napotkałam, to spojrzenie jego czarnych oczu świdrujące, przewiercające mnie na wylot. Na czoło opadały mu kosmyki równie czarnej grzywki, a między tymi kosmykami można było dojrzeć zmarszczone brwi. Całokształtu dopełniał jego ubiór. Rozpięta czarna marynarka, czarne, dopasowane spodnie, czarne buty, czarny, zapięty pod samą szyję krawat. Co on, diabeł jakiś, cały na czarno? Kontrast rzucała jedynie biała jak śnieg, wykrochmalona koszula. Ręce miał wciśnięte w kieszenie spodni.
Zanim skończyłam lustrować go wzrokiem, stał już przede mną i patrzył na mnie z góry. Zamrugałam oczami i zdobyłam w sobie odwagę, by spojrzeć mu w oczy. Zatknęłam kosmyk włosów za ucho, gardło miałam suche na wiór. Czułam na sobie wzrok recepcjonistki, jednak w tym momencie widziałam tylko jego.
— Idziemy, czy będziemy tu tak stać? — rzucił chłodno.
Wyprostowałam się i pokiwałam nerwowo głową. Słowa nie potrafiły przejść mi przez gardło. Kiwnął lekko głową, dając znak, żebym za nim poszła. Stanęliśmy przed windą, tą samą, pod którą widziałam go po raz pierwszy. Wskaźnik przy drzwiach windy pokazywał, że znajduje się ona teraz na poziomie minus jeden. Rzuciłam ukradkowe spojrzenie w stronę sofy, na której wtedy siedziałam i rozmawiałam z Hinatą. Dzisiaj już nawet nie pamiętam o czym.
Drzwi windy otworzyły się i Sasuke przepuścił mnie przodem, niczym prawdziwy dżentelmen. Wcisnął numer sześć. Zauważyłam, że miał długie palce i zadbane paznokcie. Serce biło mi jak oszalałe. Sam na sam z nim, w tak małym pomieszczeniu. Dwie ściany windy były wypełnione lustrami, mogłam przyglądać się mu z każdej perspektywy, jednak szybko by to zauważył, a nie chciałam wyjść na jakąś stalkerkę, więc wbiłam wzrok w czubki swoich butów.
Dojechaliśmy na szóste piętro i znów przepuścił mnie w drzwiach. Nie wiedziałam jednak, w którą stroną iść, więc odwróciłam się i spojrzałam pytająco. Odbił w prawo i ruszył korytarzem. Miał długie nogi, więc stawiał o wiele dłuższe kroki niż ja. Dreptałam za nim jak małe kaczątko, jednak po chwili go dogoniłam i wyrównałam krok. Czułam się niepewnie i nieswojo.
Doszliśmy do drewnianych, jasnobrązowych drzwi. Sasuke pogrzebał chwilę w kieszeni i wyjął kartę, którą przyłożył do czytnika, a po sekundzie rozległo się pipczenie, oznaczające otwarcie drzwi. Sasuke złapał za klamkę i jednym pociągnięciem ramienia otworzył drzwi, wpuszczając mnie do środka. W pomieszczeniu panował półmrok. Na wprost od drzwi znajdowało się biurko z monitorem na blacie, za nim były okna duże na całą ścianę, przez którą było widać wieczorną panoramę Tokio. Po lewej i prawej stronie biurka znajdowały się regały wypełnione różnymi segregatorami, książkami i innymi szpargałami. Po prawej stronie widniały drzwi, z małą tabliczką wiszącą po lewej stronie. Zmrużyłam wzrok, żeby dostrzec napis, jednak przerwał mi jego głos.
— W lewo.
Odwróciłam się i ze zdziwieniem zobaczyłam, że po lewej stronie widnieją identyczne drzwi, jak po prawej. Sasuke ruszył przodem i wsunął klucz w zamek. Przy tych drzwiach widniała taka sama tabliczka. Uchiha Sasuke. No a jakże by inaczej? Ciekawiło mnie tylko, czyje drzwi były naprzeciwko.
Wstąpiłam do pomieszczenia pogrążonego w mroku. Sasuke wszedł zaraz za mną i zapalił światło. Moim oczom ukazał się dosyć sporych rozmiarów pokój, a nawet bardziej gabinet. Dwie stykające się ściany były przeszklone, znów rzucające widok na tokijską metropolię. Kolejne dwie ściany w ciemnoszarym kolorze, widniały na nich jakieś pojedyncze obrazy. Zauważyłam jeszcze masywne biurko, w sumie to musiałam zauważyć, bo wbiłam spojrzenie w środek, a po chwili dół pleców Sasuke, zmierzającego w tamtą stronę. Mebel stał lekko na ukos od dwóch przepełnionych ogromnymi oknami ścian. Sasuke usiadł na dużym, skórzanym fotelu za biurkiem i patrzył na mnie badawczo.
— Usiądź — powiedział.
Spełniłam jego rozkaz i usiadłam na drugim fotelu. Złączyłam nogi w kostkach, kolanach i udach i zacisnęłam ręce na kolanach. Czułam spływającą mi po plecach strużkę potu.
— Ładny wystrój — zagaiłam, odzywając się po raz pierwszy, odkąd go zobaczyłam tego wieczoru. Nie odpowiedział. Oparł łokcie na dębowym blacie i złączył palce dłoni, zakrywając połowę nosa i usta. Naszła mnie głupia ochota poprosić go, by się nie zakrywał. Miał zbyt przystojną twarz, by chować ją za dłońmi.
— Co byś chciała tutaj robić? — zadał pytanie, a ja zamrugałam, wlepiając w niego tępe spojrzenie. Hmm... być twoją osobistą asystentką?
— Cokolwiek — odparłam mądrze inaczej. Nie wychodziłam na zbytnio inteligentną, ale gardło miałam tak zeschnięte, że wydobyło się z niego tylko jedno słowo.
Sasuke westchnął głęboko i rozplątał palce dłoni. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę. Zaczął wystukiwać paznokciem o blat jednostajny rytm.
— Dobra, na początek praca kelnerki. Pasuje?
Pokiwałam energicznie głową.
— Mam trochę doświadczenia, mało, bo mało, ale zawsze coś.
— Raczej żadnej filozofii tu nie ma — powiedział. — Co z godzinami pracy? Studiujesz, masz jakoś zajęte weekendy?
— Nie mam — odparłam.
— Dobra, ja się tym nie zajmuję, ale przekaże odpowiednim osobom. Z tego, co wiem, grafik ustalają na dwa tygodnie w przód.
— Mi odpowiada — powiedziałam, po czym zaniosłam się kaszlem. Machałam dłonią przed twarzą, wachlując się. Zdawałam sobie sprawę, że musiałam zrobić się czerwona jak burak z braku powietrza. Po chwili mi przeszło, a pozostałością po niespodziewanym ataku kaszlu były tylko załzawione oczy.
— Chcesz się czegoś napić? — usłyszałam pytanie.
— Poproszę.
Nachylił się nad biurkiem i otworzył szafkę.
— Whisky, sake, bourbon, wino?
— Obrabowałeś monopolowy? — zagaiłam, ale nie doczekałam się odpowiedzi. — Może masz wodę?
— Nie mam. Poczekaj — powiedział, po czym podniósł słuchawkę telefonu do ucha. Miałam już protestować i powiedzieć, że wino może być. — Przynieś butelkę wody. Tak, do mnie. — Odłożył słuchawkę na telefon. — Za dwie, trzy minuty będzie.
— Nie trzeba było — powiedziałam. Oprócz zaczerwienienia wywołanego atakiem kaszlu, doszło zaczerwienienie wywołane zawstydzeniem.
— Za późno.
Chwilę trwającą mniej niż trzy minuty później usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Sasuke powiedział tylko „wejść”  i po chwili,  gdyż drzwi wejściowe były za moimi plecami, zobaczyłam mężczyznę niosącego na tacy dwie kryształowe szklanki i szklaną butelkę wypełnioną przezroczystym płynem. Postawił butelkę i dwie szklanki na biurku i wycofał się  bez słowa. No nieźle, ma nawet służących.
Odkorkował butelkę i wypełnił jedną z dwóch szklanek. Nie no, nalałabym sobie, ale jak już mi nalał, to protestować nie będę. Chwyciłam szklankę wody i przechyliłam ją całą, czując ulgę przy podrażnionym gardle. Cały czas czułam na sobie jego wzrok. Odstawiłam szklankę i odchrząknęłam cicho. O wiele lepiej.
— Umowa będzie przygotowana na pierwszy dzień pracy. Skontaktuję się z tobą wcześniej. Jeszcze nie wiem, kiedy zaczniesz. Może za tydzień.
— Bardzo ci dziękuję — wymamrotałam, napotykając spojrzenie jego czarnych oczu. — Za zatrudnienie mnie.
Jego lewy kącik ust niezauważalnie powędrował do góry, po czym wrócił na swoje miejsce.
— Dziękuj Naruto, a nie mnie. Robię to ze względu na jego prośbę — oznajmił, po czym spojrzał wymownie na znajdujący się na przegubie zegarek. — À propos. Umówiłem się z nim dzisiaj na wieczór.
— Czy on przypadkiem nie miał wracać do Osaki? — zapytałam.
— Miał wracać, ale chyba mu przedłużyli delegację. Albo sam sobie przedłużył.
To by było całkiem w jego stylu.
— To jest niedaleko twojego mieszkania. Podrzucić cię? — spytał.
Każda chwila spędzona z nim sam na sam była grą wartą świeczki. Chciałam spędzić z nim jak najwięcej czasu, mimo, że byłam nim straszliwie skrępowana, to czułam się dobrze w jego otoczeniu. Chciałam wykorzystać tę okazję.
— Jeśli nie masz nic przeciwko, to okej — oznajmiłam, uśmiechając się delikatnie.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi, niezbyt delikatne. Podskoczyłam w miejscu na fotelu i położyłam dłoń nad klatką piersiową, nad zbyt szybko bijącym sercem. Wystraszyłam się, ale starałam się nie dać po sobie tego poznać. Chyba z marnym skutkiem. Widziałam, jak Sasuke marszczy brwi, jednak siedział dalej nieruchomo, jakby niewzruszony. Odezwał się, każąc wejść osobie dobijającej się do środka. Słyszałam za swoimi plecami naciskaną klamkę, a po chwili dźwięk otwieranych drzwi. Przełknęłam ślinę, której nadmiar zebrał mi się w ustach, jednak gardło miałam zaciśnięte. Czułam się źle, w otoczeniu nowej, nieznajomej osoby, nawet nie wiedziałam kogo. Skuliłam się w fotelu, chcąc się schować, jak dziecko, które podczas zabawy w chowanego, staje za kotarą i myśli, że jest niewidzialne, mimo że wystaje mu dolna połowa ciała.
Po drewnianej podłodze rozbrzmiał stukot obcasów. Kobieta. Maniera jej chodzenia wyrażała pewność siebie, tak samo, jak to, w jaki sposób zapukała do drzwi. Weszła jak do siebie. Nie miałam odwagi, żeby wychylić się z fotelu i ujawnić.
— Sa-su-ke-kuuun — usłyszałam przesłodzony głos, akcentujący w sposób jednoznaczny każdą sylabę jego imienia. Styl jej wypowiedzi sugerował, jakby byli ze sobą... blisko.
Jego dziewczyna?
— Zapomniałam wziąć kalendarz, ale tak jak obiecałam, raporty będziesz miał jeszcze w tym tygodniu. — Ton jej głosu przyprawiał mnie o dreszcze i chęć zwrócenia kanapki z serem wprost na biurko Uchihy.
Nie wiem, jak to możliwe, ale mnie nie zauważyła. Pewnie dlatego, że fotel był spory, a ja ważyłam około pięćdziesiąt kilo. Albo dlatego, że całą swoją uwagę skupiła na nim. Zdziwiłam się swoją reakcją, ale poczułam ukłucie gdzieś w sercu. Wychwyciłam w swoich emocjach wyraźną nutę rozczarowania.
Wstrzymałam oddech, kiedy przemknęła obok mnie, zostawiając za sobą woń słodkich, duszących perfum. Rzuciłam rozgorączkowane spojrzenie na Sasuke, on jednak milczał, wyraźnie poirytowany całą tą sytuacją. Myślałam, że oczy wyjdą mi z orbit, gdy obeszła biurko i kucnęła przed Sasuke.
Co do...
Czy właśnie mam uczestniczyć w pierwszej scenie seksualnej w moim życiu? I to jeszcze jako widz?! Czy można bardziej przegrać życie?
Minimalną ulgę przyniosło mi to, że usłyszałam, jak grzebie w szafce biurka. Cały czas wstrzymywałam powietrze, przez co moja twarz, również przez zaistniałą sytuację, najprawdopodobniej była już purpurowa. Byłam bliska omdlenia.
— Znalazłam — powiedziała triumfalnie i wyprostowała się. Stała plecami do mnie, więc do tej pory pozostałam niezauważona. Usiadła na biurku, zakładając prowokująco nogę na nogę. Mimo że ta osoba mnie irytowała, to muszę przyznać, że posiadała całkiem zgrabne nogi. Miała na sobie krótką spódniczkę i beżowy, cienki płaszczyk, na które spływały kaskadą długie, czerwone włosy. — Postaram się zrobić to na piątek — oznajmiła, przebierając nogami. — Mam nadzieję, że mi jakoś to wynagrodzisz? — zapytała, lekko zbliżając się do Sasuke.
Patrzyłam na jego twarz. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja zauważyłam w nich iskierkę rozbawienia. Wkurzał mnie, drocząc się w taki sposób. Na jego wargach rozkwitł ironiczny uśmiech.
— Zabierasz mój cenny czas — powiedział do niej, cały czas wpatrując się we mnie. — Jestem zajęty. Mam gościa.
— Hęęęę? — usłyszałam jej skrzeczący głos, a po chwili jej czerwona głowa odwróciła się w moją stronę. Zza grubych okularów widać było zaskoczone spojrzenie, rozszerzonych do granic możliwości oczu. Jej usta przypominały literkę „O”, wyglądała jak karp, który uciekł z wigilijnego stołu. — Kim jest ta... pani i czemu mi o tym nic nie wiadomo?
Bardziej niż to, czemu jej „o tym nic nie wiadomo”, czekałam na odpowiedź Sasuke, kim jestem. Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie.
— Nie musisz wszystkiego wiedzieć — odparł, przenosząc swoje spojrzenie z mojej osoby, na czerwonowłosego nachodźcę. — A teraz zostaw nas samych, przecież cię odesłałem do domu.
— W samochodzie zorientowałam się, że zapomniałam kalendarza — powiedziała, zeskakując z biurka, ze stuknięciem obcasa. Nie przejęła się tym, że podwinęła się jej spódniczka i prawie było widać jej bieliznę. — Widocznie nie zależy ci tak na tym raporcie, ale i tak go zrobię. — Uśmiechnęła się. — To do jutra. — Mrugnęła do niego, a ja nie mogłam odgadnąć, co ich łączy. — Żegnam ozięble — rzuciła, mijając mnie. Ta baba była jakaś dziwna, w ułamku sekundy jej nastawienie z flirciarskiego w stronę Sasuke, zmieniło się w nieprzyjazne w moim kierunku.
Kiedy drzwi za nią się zamknęły, wypuściłam nagromadzone w płucach powietrze. W ostatnim momencie, bo już kręciło mi się w głowie. Od razu rzuciłam się do butelki z wodą, stojącej na biurku, napełniłam szklankę i wychyliłam ją duszkiem.
Nie zważając, na kwestię dobrego wychowania, przetarłam krople wody zalegające w kąciku ust przegubem dłoni. Milczenie, które zawisło w powietrzu, po wyjściu czerwonej lampucery, było nieznośne.
— To Karin, moja sekretarka. — Sasuke pozytywnie mnie zaskoczył tym, że przerwał niezręczną ciszę. Przez moją głowę przemknęła absurdalna myśl. Ona, tak jak jej powiedział, nie musi wszystkiego wiedzieć, a mi przedstawił informację o niej, bez mojego pytania. Ale to o niczym nie świadczy, prawda?
— Myślałam, że twoja dziewczyna — palnęłam.
Sasuke spojrzał się na mnie dziwnie, po czym cicho parsknął.
— To źle myślałaś — odpowiedział, ucinając temat.

*

Cieszyłam się z faktu darmowej podwózki, jednak bardziej cieszyłam się, że tę podwózkę zaproponował mi on. Na poziomie minus jeden w hotelu, jak można się domyślić, znajdował się parking, wypełniony przeróżnymi autami. Po około pięciu minutach dotarliśmy do jego czarnego Jaguara. Mimo że dobrze nie znam Sasuke, uważam, że ten samochód do niego pasuje.
Wyjechaliśmy z parkingu podziemnego, a w radiu grała jakaś piosenka, która jest teraz na topie. W głębi duszy się denerwowałam, gdy sunął ponad sto kilometrów na godzinę przez miasto. Wprowadzał auto w nagłe zwroty, wyprzedzając wolniej jadące pojazdy. Jeździł szybko, jednak precyzyjnie i sprawnie. Mogłabym określić styl jazdy Sasuke jako dosyć... agresywny.
— Chcesz nas zabić? — sapnęłam, gdy światło zmieniło się na zielone, a on wcisnął pedał gazu do samej deski, przy okazji wciskając nas w fotele.
— Chcę szybko dojechać na miejsce — odparł, zmieniając pas.
— Lepiej dziesięć minut za późno, niż dziesięć lat za wcześnie — powiedziałam zasłyszaną kiedyś mądrość.
Sasuke nie odparł. Rzuciłam spojrzenie w jego stronę, zaciskając mocno dłoń na pasie bezpieczeństwa. Zauważyłam, że usta miał złączone w wąską linię, a jego zachowanie się zauważalnie zmieniło. Nagle stał się nieobecny i zdystansowany. Nie zdjął jednak nogi z gazu, przyśpieszając jeszcze bardziej. Czekałam tylko, aż w lusterku zobaczę niebiesko-czerwone światła policyjne.
— Jesteś... irytująca.
Zamrugałam gwałtownie, rzucając mu pytające spojrzenie. Nie ukrywam, że mnie zatkało, jednak nie doczekałam się żadnego rozwinięcia tematu.
Po jakimś czasie z zadumy wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu, w momencie, kiedy Sasuke manewrował kierownicą, parkując auto, pod rozświetlonym budynkiem. Sasuke odebrał telefon. Mimo że chyba nie jestem wścibska, zauważyłam, że dzwoni Naruto.
— No? ... Na miejscu ... Ta ... Ech, no dobra.
Rozłączył się i westchnął, przeczesując palcami czarne włosy. Miałam ochotę zrobić to za niego. Nie wiem czemu, ale gdy był obok, miałam więcej chęci do życia, nawet serce biło mi szybciej.
— Ten idiota się spóźni — odezwał się, a w jego tonie wyczułam nutę irytacji. — Nie wiem, odwieźć cię, czy chcesz wejść coś zjeść?
Zaniemówiłam. Czy to się działo naprawdę? Niech mnie ktoś uszczypnie. Przecież to można podciągnąć pod definicję randki! Najpierw mi zaproponował podwózkę, teraz jeszcze to... Jeśli to sen, to nie chcę się budzić.
— Yy — wydukałam, w jednym momencie zapominając, jak się mówi. — W sumie to jadłam dzisiaj tylko bułkę z serem — powiedziałam, a dopiero po chwili uświadomiłam sobie, jak głupio to zabrzmiało. Ale idiotka ze mnie.
Sasuke uniósł brew, patrząc się na mnie dziwnie.
— To może nawet szybciej cię zatrudnię, zanim przestaniesz cokolwiek jeść — powiedział całkiem poważnie. Zaśmiałam się nerwowo, a w myślach miałam ochotę zniknąć. — To jak?
— Chętnie coś zjem — odpowiedziałam dyplomatycznie, bo przecież nie powiem mu: „Tak, chętnie spędzę z tobą jeszcze trochę czasu, bo nie wiem co, ale coś mnie w tobie kręci, no i czemu nie skorzystać z okazji, skoro proponujesz?”.
Zajęliśmy jedyny wolny stolik, czteroosobowy. Jakbym była grubsza, to uznałabym to za afront i sugerowanie, że jestem tak gruba, że potrzebuję dwóch siedzeń. Jednak nie przejęłam się tym i usiadłam, rzucając co chwilę nieśmiałe spojrzenia Sasuke. Zdawał się ich nie zauważać albo, co bardziej prawdopodobne, ignorować. Chwilę później kelner podszedł i zamówiłam makaron z krewetkami, a Sasuke faszerowane pomidory. Sasuke raczył się wodą, a ja poprosiłam o lampkę wina.
Gdyby nie to, że (niestety) nic mnie z nim nie łączy, oprócz wspólnej znajomości Naruto i tego, że to mój były (na jeden dzień, ale się liczy) i równocześnie przyszły pracodawca, uznałabym to za przyjemną randkę.
— Kolor twoich włosów — zagaił, a ja podniosłam na niego spojrzenie znad talerza. Muszę przyznać, że był to przyjemny widok. — To wynik jakiegoś przegranego zakładu?
Mało brakowało, a zadławiłabym się krewetką. Co za cham nieokrzesany! Zmarszczyłam brwi i wbiłam w niego obrażone spojrzenie.
— Nie — odburknęłam. — Nie musisz patrzeć, jak ci się nie podobają. — Grzebałam widelcem w talerzu, nerwowo mieszając w makaronie. Odechciało mi się jeść.
— Tego nie powiedziałem. A patrzeć będę, bo są niespotykane i rzucają się w oczy.
— Nie wiem, czy to ironia, czy nie — wymamrotałam.
Uśmiechnął się jedynie półgębkiem i spojrzał gdzieś za mnie. Odebrał mi chęci do wszystkiego.
— W końcu przyszli — powiedział.
— Kto przyszedł? — zapytałam i odwróciłam się, wędrując wzrokiem w to miejsce, w które wpatrywał się Sasuke.
Odwróciłam głowę, moim oczom ukazała się roześmiana twarz Naruto, a obok niego inna, trochę bardziej znajoma.
— Hinata!

__________
Jest i rozdział. Wybaczcie, że z takim poślizgiem, jednak miałam na głowie pracę magisterską, egzamin poprawkowy (zaliczyłam :D) i pracę od 9 do 17 :( . Na szczęście trochę już to wszystko ogarnęłam, więc będę mieć więcej czasu na pisu-pisu. A od środy lecę na dłuugo wyczekiwany urlop. Pozdrawiam Was!

15 komentarzy:

  1. Aaaa! Rozdział! Świetny, akcja rusza pełną parą widzę! Oby szybko pojawił się kolejny :D Ja wybaczam! Gratuluję zdanego egzaminu i udanego urlopu życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, dziękuje! Bardzo mi miło, że się podobało :) A no i na następny rozdział chyba nie będzie trzeba czekać tyle, co na ten :D

      Usuń
  2. Uwielbiam Sakurę w Twoim wydaniu za tą jej delikatność i dziewiczość!
    Jest cudowną, słodką i zagubioną w realiach młodą osóbką. :)
    Ona i Sasuke stanowią cudowny kontrast odbierania świata i charakterów ! <3
    Oczywiście połknęłam rozdział z prędkością światła napawającym się nim jak szaleniec.

    Kochana życzę Ci oczywiście udanego urlopu :D.

    PS. U mnie pojawił się już jakiś czas temu nowy rozdział,a następny pojawi się pewnie jutro wieczorkiem.

    Buziaki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jaki uśmiech na twarzy wywołał u mnie Twój komentarz! :) Dziękuję bardzo i lecę do Ciebie nadrabiać zaległości :)

      Usuń
  3. Warto było czekać 😙

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak każdy Twój rozdział, czytało mi się go szybko i przyjemnie :). Nie dziwię się Sakurci, że stresowała się. Sama na myśl o spotkaniu z Uchihą czułabym się zaniepokojona. To w końcu nasz przystojny Sasuke, na którego widok niejedna by zemdlała <3.

    Sekretarka na początku spowodowała, że mnie krew zalała. Miałam ja ochotę zwyzywać, ale uspokoiłam się w momencie, w którym Haruno nie dała za wygraną i zdecydowała się sama zadzwonić do czarnowłosego. I na ten moment właśnie czekałam! Haruno pokazała, że mimo wszystko musi go zobaczyć. I taką bohaterkę lubię :).

    Karin?! No co jak co, ale jej się tutaj nie spodziewałam :D. Aż jestem ciekawa, czy będzie miała wpływ na dalsze koleje losu naszych gołąbeczków :).

    Nie musisz nas przepraszać, praca magisterska to ciężka sprawa i wiadomo, że będzie górowała nad przyjemnościami. I tak dałaś radę napisać go szybko. Mi wiecznie brakuje czasu, a nawet studiów nie zaczęłam XD. Więc nie wiem jak to ze mną będzie w tej przyszłości.

    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, jak zawsze Twój komentarz bardzo mnie cieszy :) Miło, że się podobało :) Sakura nie dała za wygraną, i dobrze :D A Karin może jeszcze trochę namieszać :D Co do następnego rozdziału, wena jest, chęci są, ale nie mam możliwości, żeby pisać - korzystam jeszcze z greckiego słoneczka :))

      Usuń
    2. Korzystaj Kochana, korzystaj!
      Potem będzie bardzo tęskno! Spędziłam we wrześniu dwa tygodnie na Korfu a teraz nie umiem żyć bez tamtego klimatu. <3
      Jednak jest ogromny plus, nazbierałam natchnienia na kilka dobrych rozdziałów i Tobie też tego życzę.
      Mam nadzieję, że wrócisz wypoczęta i pełna energii !

      Usuń
  5. No to komentujemy całość opowiadania :D Wcześniej zostawiłam już co nieco pod każdym rozdziałem.

    Bardzo mi się podoba lekkość Twojego stylu. Wszystkie część historii pochłonęłam z marszu i czytało mi się naprawdę przyjemnie.

    Cieszę się, że chociaż Sakurę coś przyciąga do Sasuke, to nie stała się bezmyślna. Ciągle, mimo fobii społecznej, potrafi się odciąć na jego kąśliwe uwagi. Mimo że dygocze na sam widok Uchihy, to nie robi z siebie idiotki i nie próbuje go nieudolnie uwieść.
    Irytująca była postać Karin, ale domyślam się, że był to zabieg celowy. Rozumiem, że wyczuła zagrożenie w nieznajomej kobiecie w gabinecie swojego obiektu westchnień, ale kobieto opanuj się, jesteś dorosłą osobą! Jak rzuciła "żegnam ozięble" to aż chciałam czymś rzucić w nią xD
    Hinatka zrobiła niezłą niespodziankę Sakurze, no nie ładnie tak nic nie mówić! Tylko szczerze zadziwił mnie fakty, że mimo swojej płochości, zgodziła się spotkać z Naruto po tak krótkim czasie od zapoznania.

    Wypoczywaj, odpoczywa, nabieraj siły!

    Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twój blog i będę go regularnie odwiedzać i skomleć o nowe rozdziały, jak to mam w swoim zwyczaju :3

    Buziaki ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurczę, miałam napisany długi komentarz, ale mi się skasował jakoś, grr ://
    Przede wszystkim chciałam podziękować Ci za wszystkie Twoje komentarze na obydwu blogach, no i że poświęciłaś czas, żeby wszystko przeczytać :) Cieszę się, że opowiadanie trafiło w gust i mam nadzieję, że kolejne rozdziały też będą się podobać :)
    Karin owszem, jest trochę irytująca, ale ja osobiście bardzo lubię tę postać, jeśli mowa o M&A :D
    Hinata w kanonie szalała za Naruto, mimo swojej nieśmiałości :P Może i tutaj urzekła ją jego charyzma :D W końcu Sakura też poszła z Naruto do kina ledwo go znając :D
    Nie powstrzymuj się z katowaniem mnie o nowe rozdziały, jest to motywujące :D
    Jeszcze raz wielkie dzięki i pozdrawiam Cię serdecznie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię Karin tylko w tym wypadku no nie mogłam jej zdzierżyć xD
      Z kanonu po prostu uwielbiałam te sceny, gdy przechodziła z wkurzonej na Suigetsu do flirtującej z Saskiem w sekundę ^^

      Uhuhu, mam się dopominać o rozdziały? Nawet nie wiesz na co się zgadzasz, potrafię być irytująca xD

      Usuń
    2. Wiem, które sceny masz na myśli :D
      Aaa dawaj, upominaj mnie, może jakoś przeżyję :P

      Usuń
  7. Jak Karin tu będzie w ciąży i będzie uwodzić Saska to się zdenerwuję. Tak to szantaż😜 Nie mogę się stresować, więc błagam wyrzuć z głowy wszelkie takie pomysły. 😇😇😇😇😇

    Panibw recepcji zakochana i tyle, co drążysz Sakura. Niezle spotkanko się chyba szykuje! Nono!

    Eloszki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karin jak zawsze wzbudza wiele negatywnych emocji :D A ona przecież fajna jest xD
      Pozdrówki! :)

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń