7.05.2018

rozdział czwarty


I'm bad luck baby, you know
Follows me around everywhere I go, and
I don't need your sympathy, no
I need a fuckin' miracle, oh
Red wine, teeth stain, it's been a long day,
I just want your love not your money
Leave me here, I'll be fine,
I'll wait for the stars to align




Zamknęłam za sobą drzwi i odetchnęłam z ulgą, stawiając torbę z zakupami na kuchennym blacie. Trybiki w moim mózgu przetwarzały sytuację z ostatnich dziesięciu minut. Bezowocnie. Usiadłam na kanapie, walcząc ze zdezorientowaniem. Przez moją głowę przebiegało tysiąc myśli. W pierwszy dzień mojego mieszkania w Tokio zostałam zaproszona przez sąsiadkę z mieszkania obok na sąsiedzki wieczorek zapoznawczy. Cała moja aspołeczność i wycofanie aż zaczeło skwierczeć z powodu nadchodzącego wyzwania. Nawet nie mam jak stchórzyć, bo przez chwilę można było zauważyć jej wścibski charakterek.
I zabrzmi gangstersko, ale nie mam dokąd uciec.
Bo wie, gdzie mieszkam.
Ba dum, tss. Kurtyna opada.
Żart sytuacyjny na najwyższym poziomie.
No chyba nie mam innego wyjścia, muszę tam iść i stawić czoła nietypowej sytuacji. Wkroczyłam jeszcze do łazienki i ochlapałam twarz zimną wodą. Trochę mnie to orzeźwiło, jednak niestety nie zlikwidowało mojego stresu. Zawiesiłam rozgorączkowane spojrzenie na stojącej na blacie butelce wina. Chyba będzie pomocna, żeby przeżyć dzisiejszy wieczór. Kurde, gdybym wiedziała, że taka sytuacja się wykreuje, to bym kupiła coś porządniejszego niż to. Spięłam się i wyszłam na korytarz, nie zapominając o zamknięciu drzwi wejściowych. Zaczerpnęłam głęboki wdech w płuca i zdenerwowana zapukałam do drzwi pod numerem siedemnaście. Kropelka potu wystąpiła na moje czoło, serce biło jak oszalałe i miałam uderzenia gorąca. Na odpowiedź jednak nie trzeba było długo czekać.
Drzwi się otworzyły i ujrzałam uśmiechniętą twarz.
— Sakura! Przyszłaś. — Wyszczerzyła się Ino, ukazując drobne równe i białe ząbki. — Zapraszam, zapraszam. — Zgrabnie odskoczyła, ustępując mi miejsca. Przecisnęłam się obok niej, wchodząc do jasnego, przestronnego korytarza.
— Cześć — zagaiłam niepewnie. — Ja tak tylko na chwilę, nie chcę ci przeszkadzać.
Czysta kurtuazja, ale szczera. Faktycznie chciałam wrócić do swojego mieszkania i zawinąć się kołdrę i udawać aspołecznego naleśnika. Wręczyłam jej butelkę wina i przywołałam na wargi wymuszony, lekki uśmiech.
— To taki drobiazg.
— Super, na pewno się przyda. — Puściła do mnie oko, a ja sterczałam w tym przedpokoju, z coraz większą konsternacją. — Chodź, siadaj, rozgość się. — Pociągnęła mnie za rękę, wgłąb mieszkania, mały włos brakował, abym się potknęła.
Co mi odwaliło, że na sąsiedzkie pogaduszki w nowym mieście z poznaną przed trzydziestoma minutami sąsiadką, zdecydowałam się ja, jako osoba składająca się w połowie z depresji, w połowie ze społecznego wycofania i w połowie z życiowego pecha? Co z tego, że są tylko dwie połowy.
Usiadłam na brzegu kanapy, cała sztywniejąc. Siedziałam jak na tureckim kazaniu, ze złączonymi nogami, wyprostowanymi plecami i wzrokiem wbitym w zaciśnięte pięści leżące na udach. Blondynka ruszyła w stronę aneksu kuchennego, miałam chwilę, aby oderwać wzrok od rąk i przyjrzeć się otoczeniu. Salon był sporawy, miał chyba wielkość mojej całej kawalerki, dominowała w nim głównie biel, pudrowy róż oraz złote i srebrne elementy. To chyba styl glamour. Muszę przyznać, że jest u niej dosyć gustownie. Na szklanej ławie przede mną na kryształowej paterze leżały smakowicie wyglądające ciastka. Sama nie umiem za bardzo gotować i piec, więc zaczęłam się zastanawiać, czy widniejące przede mną ciasteczka są roboty Ino, czy kupne.
— Sama piekłam, częstuj się — usłyszałam głos blondynki, która walczyła z butelką wina, mocując się z korkociągiem. Tak jakby czytała mi w myślach.
— Oo, dzięki — wymamrotałam zawstydzona i wzięłam jedno z ciastek. Było całkiem niezłe.
Rozległ się specyficzny dźwięk wyskakującego korka. Ino postawiła na szklanym stoliku dwie lampki i napełniła je bordową cieczą. Usiadła obok, wręczając jedną lampkę mi, a drugą uniosła w geście toastu, a na jej wargach wykwitł uśmiech.
— Za moją nową sąsiadkę.
— Ymm... — Nie wiedziałam, jak się zachować. To jest jedna z sytuacji tego stylu, że na imprezie urodzinowej ludzie śpiewają ci „Sto lat”, a ty nie wiesz co ze sobą zrobić. — Dzięki, nawzajem — wymamrotałam i schowałam swoją zażenowaną twarz za lampką, a po chwili pociągnęłam spory łyk. Nie mam problemu z alkoholem, ale bez niego już tak.
— Dobra, to opowiadaj, jak tu trafiłaś — zagaiła.
— Najpierw ty — odbiłam piłeczkę, uśmiechając się niepewnie, wpatrując się w swoje kolana.
Ja potrzebuję jeszcze ze dwie lampki.
Blondynka rozpromieniła się i odrzuciła długie włosy, jakby tylko czekała na znalezienie się w centrum uwagi.
— Hmm... — Przyłożyła palec do ust, udając, że się zastanawia. — Moje imię już znasz, mam dwadzieścia trzy lata, a ty?
— Dwa mniej — odparłam.
— Czyli dwadzieścia jeden?
— No tak. — Rzuciłam jej karcące spojrzenie.
— O, no to jesteśmy prawie rówieśniczkami. — Uśmiechnęła się. — Też tu mieszkam od niedawna, dopiero leci drugi tydzień. Zajmuje się aktorstwem.
— Poważnie? — Tu mnie zaskoczyła.
— Taak, ale to też dopiero początki, mam na koncie tylko kilka małych produkcji, więc nie ma się czym chwalić.
— I tak ładnie, nie spodziewałam się — powiedziałam szczerze.
Mówiła o sobie jeszcze przez około dwadzieścia minut. Dowiedziałam się, co lubi jeść, opowiedziała mi o swoich ulubionych restauracjach i sklepach, planach na przyszły rok i innych pierdołach. Przytoczyła też kilka zabawnych sytuacji z planów filmowych. Zorientowałam się, że piję już trzecią lampkę wina, zauważyłam też, że się otworzyłam i, że się dobrze dogadywałyśmy.
— Ej, normalnie jestem wycofana — zagaiłam. — Ale jakoś teraz się otworzyłam. Jak myślisz, czy to wina wina?
— Wina wina?
— No.
— No.
Parsknęłyśmy śmiechem. Po chwili otarłyśmy łzy zgromadzone w kącikach oczu i chciałyśmy dolać sobie tego magicznego, rozwiązującego język napoju, ale butelka okazała się pusta.
— Uratuję ten dzień — zarzekła się blondynka, wstając z kanapy. — Lekko chwiejnym krokiem dotarła do szafki i wyciągnęła butelkę, machając nią jak flagą. — Ta daaa!
Wyszczerzyłam zęby i podniosłam się z kanapy.
— Pomogę ci.
Po chwili wspólnymi siłami udało nam się otworzyć butelkę i zachichotałyśmy triumfalnie. Lampki znów były pełne i rozłożyłyśmy się na kanapie. Nie czułam się już tak skrępowana i zawstydzona, więc postanowiłam, że teraz moja kolej na opowiedzenie o sobie kilku słów, mimo, że nie było nawet, co opowiadać.
— Nawet nie wiesz, ile straciłam nerwów dzisiaj przez ciebie. — Zaczęłam, przywołując wcześniejsze sytuacje. Nakreśliłam jej cechy mojego charakteru, opisałam po krótce swoją przeszłość i dlaczego zdecydowałam się na przeprowadzkę i zmianę koloru włosów.
— No ale teraz jakoś potrafisz normalnie gadać — zauważyła.
— Chyba wina wina.
— Może to trochę też, ale wydaje mi się, że jak już kogoś poznasz, to się otwierasz w jakimś stopniu — stwierdziła, wczuwając się w rolę pani psycholog. Zupełnie jej to nie pasowało, więc na moich wargach wykwitł ironiczny uśmieszek.
— Nie wiem, może tak, może nie... Ale jeśli nie, to chyba kiepsko tak będzie codziennie pić wino, żeby funkcjonować w społeczeństwie?
— Jak tanie, to tak.
— Na inne mnie narazie średnio stać, muszę znaleźć jakąś pracę — odparłam. — Orientujesz się może coś w tym temacie?
— Hmm... — zamyśliła się. — Ja nie, ale jutro przyjeżdża w odwiedziny mój kuzyn, może on coś będzie wiedział.
— Oo, zapytałabyś się go?
— A czemu sama tego nie zrobisz jutro? — wyszczerzyła się, przekornie odpowiadając pytaniem na pytanie.
— No weź i tak wystarczająco się wysiliłam, dokonując takich interakcji, jak dzisiaj. — Złożyłam ręce w geście prośby.
— No dobra, niech ci będzie.
Powoli kończyła się druga butelka wina, powoli ogarniało mnie coraz większe zmęczenie i senność, powoli nadszedł czas, żeby się zbierać.
— Będę zmykać do siebie — wymamrotałam. — Dzięki za zaproszenie i miło spędzony wieczór.
Faktycznie bawiłam się dobrze, aż dziwne.
— Jasne — wyszczerzyła się. — Kamień spadł mi z serca, jak dowiedziałam się, że będę miała taką fajną sąsiadkę.
Podniosłam się z kanapy, lekko kręciło mi się w głowie. Jednak czułam się całkiem, całkiem. Całkiem dobrze.
— Przynajmniej nie mam daleko do domu.

*

Następnego dnia ledwo zwlokłam się z łóżka, obudzona przez wysuszone gardło i niepowstrzymane pragnienie zmoczenia go wodą. Okazało się, że wczoraj w sklepie zapomniałam kupić sobie coś do picia, więc musiałam pomóc sobie zimną wodą z kranu. Ruszyłam krokiem zombie w stronę łazienki. Postanowiłam wziąć poranny prysznic, z nikłą nadzieją, że mnie to orzeźwi. Spojrzałam na telefon. Grubo po czternastej. No, to faktycznie będzie poranny prysznic.
Zimna woda obmywała moje ciało, przywołując gęsią skórkę i dreszcze. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o szklaną kabinę, myślami wracając do wczorajszego wieczoru z Ino. Sama się sobie dziwię, że mi się podobało. Może faktycznie ta moja cała „przemiana” idzie w dobrym kierunku?
Wytarłam się dokładnie ręcznikiem, a mokre, różowe włosy opadły na moje ramiona. Naciągnęłam na siebie dresowe spodnie i czarną bokserkę. Udałam się w stronę kanapy i usiadłam na niej. Oparłam się i zamknęłam oczy.
PUKPUKPUK.
Co?!
Poderwałam się w ataku paniki, ale momentalnie zamarłam. Przecież jak będę udawać, że nikogo nie ma w domu, to ten ktoś zaraz sobie stąd pójdzie, prawda? Odczekałam chwilę i usłyszałam znajomy głos.
— Sakura, to ja Ino!
Uff... No dobra, ale i tak nie uśmiecha mi się otwierać drzwi i z nią widzieć. Nie, żeby coś, polubiłam ją, tylko po wczorajszym... Chodzi mi o to, że według mnie, aby moja przemiana się dokonała, musi być przeprowadzana stopniowo. Moja sąsiadka najwyraźniej była innego zdania.
Podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Ujrzałam rozpromienioną twarz, szczerzącą białe ząbki.
— Chodź do mnie na chwilę — zaświergotała, cała rozpromieniona z niewiadomej mi przyczyny.
— Po co? — Nie doczekałam się odpowiedzi. Ino złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą z tajemniczym uśmieszkiem na ustach.
— Ej, kurde poczekaj! — zawołałam. — Mam mokre włosy i jestem w dresie!
— No i co z tego! — odburknęła, wciągając mnie do swojego mieszkania.
Nawet nie wiem kiedy, ale wylądowałam w jej salonie. Trzeba przyznać, że akcja wyciągnięcia mnie była ekspresowa. Otrząsnęłam się i już miałam ją ochrzanić za igranie ze mną, gdy mój wzrok przyciągnął jeden szczegół. Na kanapie, na której wczoraj spędzałyśmy sąsiedzki wieczorek zapoznawczy, siedział jakiś koleś.
Serce podeszło mi do gardła.
Kurwa, nie daruję jej tego.
Niech tylko...
— To mój kuzyn — powiedziała.
Co mnie to obchodzi?!
Miałam jej to wygarnąć, gdy usłyszałam skrzypiącą kanapę i zbliżające się w moją stronę kroki. Zamarłam po raz kolejny dzisiejszego dnia, a moja opuszczona głowa uniosła się lekko, utkwiwszy wzrok w podłodze. Oprócz wystrojonych w fikuśne pantofelki stóp Ino i moich własnych, bosych, ujrzałam jeszcze jedne, trochę większe niż moje i blondynki.
Uniosłam lekko wzrok, czując jak wali mi serce.
— Jestem Naruto — usłyszałam i zobaczyłam wyciągniętą w moją stronę męską dłoń.
— Sakura — odparłam zmieszana i podałam rękę.
Serce dalej waliło mi jak oszalałe, jednak przemogłam się i spojrzałam na niego. Ujrzałam wpatrzone we mnie błękitne oczy, z tańczącą w nich iskierką rozbawienia. Na czoło opadały mu kosmyki blond włosów, ogólnie rzecz biorąc, to nie opadały tylko na czoło, a sterczały w każdą możliwą stronę. Był wyższy ode mnie o około półtorej głowy. Ujrzałam szeroki uśmiech malujący się na jego ustach. Uśmiechał się podobnie do Ino, można było zauważyć rodzinne podobieństwo. Jak okaże się też taki wścibski jak ona, to chyba nie dam rady.
Nastała chwila krępującej ciszy.
Matko, jak ja nie cierpię takich sytuacji, Ino zatłukę cię.
— Ino powiedziała mi, że szukasz pracy — zagaił blondyn, widząc moje zażenowanie. — Tak?
— Yyy, no tak — odparłam, czując się lustrowana od góry do domu. Widziałam, że przyglądają się moim mokrym włosom i wyciągniętym dresom.
Spieprzajcie obydwoje, wyciągnęliście mnie z domu z samego rana bez zapowiedzi.
— A jakie masz doświadczenie? — zapytał niebieskooki.
— Co wakacje dorabiałam jako kelnerka, o ile można to nazwać doświadczeniem — burknęłam, wlepiając wzrok w swoje bose stopy.
— O! — Naruto uderzył pięścią w otwartą dłoń, symbolizując eurekę. Wyciągnął telefon i poszperał w nim chwilę. — Zaraz wracam — rzucił i wyszedł na balkon.
W końcu mogłam chwilowo odetchnąć, jednak nie skorzystałam z okazji. Spojrzałam na uśmiechniętą blondynkę.
— Kurwa mać, dobra, mogę zrozumieć, że chciałaś się ze mną zobaczyć, ale mogłaś mnie chociaż ostrzec, że będzie tutaj twój kuzyn! Sama wiesz, jaki mam charakter. Nie zmieniaj mnie na siłę, niech to przyjdzie samo! — Wygarnęłam jej.
W odpowiedzi ujrzałam wyszczerzone, błyszczące ząbki.
— Mówiłam ci wczoraj, że przyjeżdża. Po prostu film ci się urwał — roześmiała się.
— Ychhh nic mi się nie urwało — bełkotałam rozwścieczona. — Ale zaraz tobie urwę kilka kłaczków. — Złapałam ją za długi kucyk.
— No już, już, chodź tu — zaśmiała się i uwięziła mnie w uścisku.
— Zabiję cię — wyszeptałam.
Usłyszałyśmy dźwięk zamykanego balkonu i jednocześnie odwróciłyśmy głowy w tamtą stronę. Mina Naruto wyrażała więcej niż tysiąc słów. Odskoczyłyśmy od siebie jak oparzone. Naruto uniósł rękę do głowy i głośno zaśmiał się, drapiąc się po czuprynie.
— Sakura! Mam dla ciebie wstępną ofertę pracy, przedstawię ci ją pod jednym warunkiem. — Zamrugałam oczami. — Jak się zgodzisz pójść ze mną do kina.
— To jakiś żart?! — wydusiłam z siebie. Zatkało mnie.
— Skądże — uśmiechnął się łobuzersko.
Spojrzałam na Ino rozgorączkowanym wzrokiem, szukając ratunku. Zakryła lekko otwarte usta trzema złączonymi palcami, mały palec arystokracko odstawał od reszty. Zatoczyła okrąg oczami i utkwiła wzrok gdzieś na suficie. Wyglądała jak pieprzona Marilyn Monroe.
Westchnęłam głęboko i policzyłam do dziesięciu, aby chociaż trochę się uspokoić.
— Najpierw mi powiedz, co to za praca.
— No dobrze, niech ci będzie. — Uniósł przed siebie ręce w geście poddania, tak jakbym mierzyła do niego z Glocka kaliber 9 mm. — Przed chwilą zadzwoniłem do mojego znajomego się spytać o pracę i dobrze się złożyło, bo potrzebuje kelnerki na jutro.
— Na jutro?!
— Nagła sytuacja - odparł, wzruszając ramionami. — To jak, pójdziesz, czy nie? — spytał.
— Pójdę — odparłam.
— A co z kinem?
— Ech. — Kiwnęłam lekko głową. — Ale to zwykłe wyjście do kina, nie żadna randka.
— Jasne.

*

Dotarłam na miejsce pracy. Naruto wczoraj powiedział, że będzie to hotel, nie spodziewałam się jednak, że okaże się tak ładny i nowoczesny, no i w samym centrum miasta. Stałam przed nim, licząc piętra. Sześć. Ruszyłam niepewnym krokiem do środka. Drzwi otworzyły się przede mną i znalazłam się w przestronnym lobby. Stanęłam i rozejrzałam się dookoła, próbując objąć wzrokiem to miejsce. Ktoś, kto to zaprojektował, naprawdę miał gust. Wnętrze wyglądało jak z gazety. Zauważyłam recepcję i podeszłam tam niepewnym krokiem.
— Dzień dobry, w czym mogę pomóc? — Drobna blondynka uśmiechała się do mnie znad dwóch monitorów.
Naruto mi poradził, żeby powołać się na niego, tak więc zrobiłam. Recepcjonistka uraczyła mnie wyćwiczonym uśmiechem numer dwadzieścia dwa, odwzajemniłam się jej, przywołując na wargi swój wymuszony, ironiczny, krzywy uśmiech.
— Przyszła pani trochę za wcześnie. Proszę usiąść w poczekalni i za... — Spojrzała na zegarek. — Około dwadzieścia minut podejdzie po panią kierowniczka zmiany kelnerek i zaprowadzi na miejsce.
— Ymm, oczywiście  — wydukałam.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę ogromnych kanap. Wydawały się mega wygodne i takie też się okazały, jak umościłam pośladki na kremowej sofie. Po kilku minutach znudziło mi się obserwowanie otoczenia, więc wyjęłam smartfona i postanowiłam zadzwonić do Hinaty.
Trzy sygnały.
— Hej Sakura.
— Cześć, co tam u ciebie? — zapytałam.
— U mnie po staremu wszystko, szyję właśnie sukienkę. A u ciebie?
Opowiedziałam Hinacie ostatnie wydarzenia, wydawała się być zaskoczona. W sumie to wcale się jej nie dziwię, też bym była.
Kątem oka zauważyłam poruszenie. Okazało się nim kilku facetów w garniturach, idących w moją stronę. Już mnie zaczął nachodzić atak paniki, jednak zdałam sobie sprawę, że szli w stronę znajdujących się niedaleko mnie wind, więc lekko ochłonęłam i ich zignorowałam, skupiając się na rozmowie z Hinatą.
— No i Naruto zaprosił mnie do kina — powiedziałam.
W słuchawce usłyszałam cichy chichot.
Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Przeszły mnie dreszcze i podniosłam głowę, żeby zlokalizować źródło. Okazał się nim jeden z facetów stojących przy windzie. Nasze spojrzenia się spotkały. Wpatrywałam się w jego czarne oczy, marszcząc brwi, a on patrzył się w moje. Wszystko to trwało tylko kilka sekund, mimo to poczułam, jakby minęło kilka godzin. Winda się otworzyła i odwrócił się, wchodząc do środka.
Wbiłam wzrok w plecy gościa w garniturze.
Zniknęły wraz z zamykającymi się drzwiami windy.
A ja zostałam z dziwnym uczuciem, wypełniającym mi żołądek.
— Halo? Sakura, żyjesz?




__________
Zgodnie z waszymi sugestiami, postaram się, żeby rozdziały były dłuższe, poczynając od tego :) Chodzą mi też po głowie pomysły na dwa opowiadania, także może kiedyś się coś nowego pojawi ;)

4 komentarze:

  1. No i bosko!
    Uśmiałam się z aspołeczności Sakury, ale trochę wina z Ino i aspołeczność na bank jej minie.

    Końcówka też super, będę czekać na kolejny rozdział :*

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To wydaje mi się zbyt proste. I serio, nie wierzę w takich sąsiadów. A skoro Sakura nie chciała iść, to mogła zostać. Propozycja Ino moim zdaniem była na tyle luźna, że jakby odmówiła nic by się nie stało.
    I taaak to takie straaaszne człowiek!
    Tekst Naruto o kinie - chyba poczułam się zażenowana.
    Sakura wydaje mi się kupką nieszczęść nienawidzącą świata. Mam nadzieję, że ten pan w czarnym garniturze - czyt. Sasuke ją jakoś z tego wyciągnie. Bo nie wiem czy ja zniosę jej podejście do świata.

    Czuję, że narzekam, ale żeby było jasne XD Bo okazuje się, że moje słowa są opacznie rozumiane XD
    Szanuję za styl pisania. Miło mi się płynie przez tekst, więc śledzę opowiadania i śledzić będę. Bo co jak co, ale dobrze napisanych FF jest jak na lekarstwo. A Twoje mi się podoba. No i czekam na tego Sasuke - wtedy to pewnie cała irytacja Sakurą mi przejdzie XDDDDDDDDDDDD

    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dłuższe rozdziały przyjemniej się czyta, ale sama wiem, że nie łatwo je pisać. Hmmm, no i zdaję mi się, ze zaczyna się wątek SasuSaku. Chociaż za kanonicznym Sasuke nie przepadam, jak i za ich małżeństwem w Boruto (w mandze jeszcze to jakoś wygląda, ale w anime czuję frustrację, nie na taką miłość Sakura zasłużyła!), to ostatnio czytam bardzo dużo ff o tej parzę. Cóż, najbardziej chodliwy temat, no nie? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie jest trudniej pisać dłuższe rozdziały, jednak rozumiem czytelników, że czekają X czasu a dostają marne ochłapy o długości ~3 stron xD Dlatego staram się pisać coraz dłuższe te rozdziały, z różnym skutkiem :D
      Pamiętam, jak oglądałam Naruto jako dzieciak, po prostu NIE ZNOSIŁAM Sasuke :D nazywałyśmy go z przyjaciółką "emo king" XD No i wyszło teraz, że razem z Sakurą są moim ulubionym pairingiem :D

      Usuń

Łączna liczba wyświetleń