I'm bad luck baby, you know
Follows me around everywhere I go, and
I don't need your sympathy, no
I need a fuckin' miracle, oh
Red wine, teeth stain, it's been a long day,
I just want your love not your money
Leave me here, I'll be fine,
I'll wait for the stars to align
Follows me around everywhere I go, and
I don't need your sympathy, no
I need a fuckin' miracle, oh
Red wine, teeth stain, it's been a long day,
I just want your love not your money
Leave me here, I'll be fine,
I'll wait for the stars to align
Zamknęłam
za sobą drzwi i odetchnęłam z ulgą, stawiając torbę z zakupami na kuchennym
blacie. Trybiki w moim mózgu przetwarzały sytuację z ostatnich dziesięciu
minut. Bezowocnie. Usiadłam na kanapie, walcząc ze zdezorientowaniem. Przez
moją głowę przebiegało tysiąc myśli. W pierwszy dzień mojego mieszkania w Tokio
zostałam zaproszona przez sąsiadkę z mieszkania obok na sąsiedzki wieczorek
zapoznawczy. Cała moja aspołeczność i wycofanie aż zaczeło skwierczeć z powodu
nadchodzącego wyzwania. Nawet nie mam jak stchórzyć, bo przez chwilę można było
zauważyć jej wścibski charakterek.
I
zabrzmi gangstersko, ale nie mam dokąd uciec.
Bo
wie, gdzie mieszkam.
Ba
dum, tss. Kurtyna opada.
Żart
sytuacyjny na najwyższym poziomie.
No
chyba nie mam innego wyjścia, muszę tam iść i stawić czoła nietypowej sytuacji.
Wkroczyłam jeszcze do łazienki i ochlapałam twarz zimną wodą. Trochę mnie to
orzeźwiło, jednak niestety nie zlikwidowało mojego stresu. Zawiesiłam
rozgorączkowane spojrzenie na stojącej na blacie butelce wina. Chyba będzie
pomocna, żeby przeżyć dzisiejszy wieczór. Kurde, gdybym wiedziała, że taka
sytuacja się wykreuje, to bym kupiła coś porządniejszego niż to. Spięłam się i
wyszłam na korytarz, nie zapominając o zamknięciu drzwi wejściowych.
Zaczerpnęłam głęboki wdech w płuca i zdenerwowana zapukałam do drzwi pod
numerem siedemnaście. Kropelka potu wystąpiła na moje czoło, serce biło jak
oszalałe i miałam uderzenia gorąca. Na odpowiedź jednak nie trzeba było długo
czekać.
Drzwi
się otworzyły i ujrzałam uśmiechniętą twarz.
—
Sakura! Przyszłaś. — Wyszczerzyła się Ino, ukazując drobne równe i białe ząbki.
— Zapraszam, zapraszam. — Zgrabnie odskoczyła, ustępując mi miejsca.
Przecisnęłam się obok niej, wchodząc do jasnego, przestronnego korytarza.
—
Cześć — zagaiłam niepewnie. — Ja tak tylko na chwilę, nie chcę ci przeszkadzać.
Czysta
kurtuazja, ale szczera. Faktycznie chciałam wrócić do swojego mieszkania i
zawinąć się kołdrę i udawać aspołecznego naleśnika. Wręczyłam jej butelkę wina
i przywołałam na wargi wymuszony, lekki uśmiech.
—
To taki drobiazg.
—
Super, na pewno się przyda. — Puściła do mnie oko, a ja sterczałam w tym
przedpokoju, z coraz większą konsternacją. — Chodź, siadaj, rozgość się. — Pociągnęła
mnie za rękę, wgłąb mieszkania, mały włos brakował, abym się potknęła.
Co
mi odwaliło, że na sąsiedzkie pogaduszki w nowym mieście z poznaną przed
trzydziestoma minutami sąsiadką, zdecydowałam się ja, jako osoba składająca się
w połowie z depresji, w połowie ze społecznego wycofania i w połowie z
życiowego pecha? Co z tego, że są tylko dwie połowy.
Usiadłam
na brzegu kanapy, cała sztywniejąc. Siedziałam jak na tureckim kazaniu, ze
złączonymi nogami, wyprostowanymi plecami i wzrokiem wbitym w zaciśnięte pięści
leżące na udach. Blondynka ruszyła w stronę aneksu kuchennego, miałam chwilę,
aby oderwać wzrok od rąk i przyjrzeć się otoczeniu. Salon był sporawy, miał
chyba wielkość mojej całej kawalerki, dominowała w nim głównie biel, pudrowy
róż oraz złote i srebrne elementy. To chyba styl glamour. Muszę przyznać, że
jest u niej dosyć gustownie. Na szklanej ławie przede mną na kryształowej
paterze leżały smakowicie wyglądające ciastka. Sama nie umiem za bardzo gotować
i piec, więc zaczęłam się zastanawiać, czy widniejące przede mną ciasteczka są
roboty Ino, czy kupne.
—
Sama piekłam, częstuj się — usłyszałam głos blondynki, która walczyła z butelką
wina, mocując się z korkociągiem. Tak jakby czytała mi w myślach.
—
Oo, dzięki — wymamrotałam zawstydzona i wzięłam jedno z ciastek. Było całkiem
niezłe.
Rozległ
się specyficzny dźwięk wyskakującego korka. Ino postawiła na szklanym stoliku
dwie lampki i napełniła je bordową cieczą. Usiadła obok, wręczając jedną lampkę
mi, a drugą uniosła w geście toastu, a na jej wargach wykwitł uśmiech.
—
Za moją nową sąsiadkę.
—
Ymm... — Nie wiedziałam, jak się zachować. To jest jedna z sytuacji tego stylu,
że na imprezie urodzinowej ludzie śpiewają ci „Sto lat”, a ty nie wiesz co ze
sobą zrobić. — Dzięki, nawzajem — wymamrotałam i schowałam swoją zażenowaną
twarz za lampką, a po chwili pociągnęłam spory łyk. Nie mam problemu z
alkoholem, ale bez niego już tak.
—
Dobra, to opowiadaj, jak tu trafiłaś — zagaiła.
—
Najpierw ty — odbiłam piłeczkę, uśmiechając się niepewnie, wpatrując się w
swoje kolana.
Ja
potrzebuję jeszcze ze dwie lampki.
Blondynka
rozpromieniła się i odrzuciła długie włosy, jakby tylko czekała na znalezienie
się w centrum uwagi.
—
Hmm... — Przyłożyła palec do ust, udając, że się zastanawia. — Moje imię już
znasz, mam dwadzieścia trzy lata, a ty?
—
Dwa mniej — odparłam.
—
Czyli dwadzieścia jeden?
—
No tak. — Rzuciłam jej karcące spojrzenie.
—
O, no to jesteśmy prawie rówieśniczkami. — Uśmiechnęła się. — Też tu mieszkam
od niedawna, dopiero leci drugi tydzień. Zajmuje się aktorstwem.
—
Poważnie? — Tu mnie zaskoczyła.
—
Taak, ale to też dopiero początki, mam na koncie tylko kilka małych produkcji,
więc nie ma się czym chwalić.
—
I tak ładnie, nie spodziewałam się — powiedziałam szczerze.
Mówiła
o sobie jeszcze przez około dwadzieścia minut. Dowiedziałam się, co lubi jeść,
opowiedziała mi o swoich ulubionych restauracjach i sklepach, planach na
przyszły rok i innych pierdołach. Przytoczyła też kilka zabawnych sytuacji z
planów filmowych. Zorientowałam się, że piję już trzecią lampkę wina,
zauważyłam też, że się otworzyłam i, że się dobrze dogadywałyśmy.
—
Ej, normalnie jestem wycofana — zagaiłam. — Ale jakoś teraz się otworzyłam. Jak
myślisz, czy to wina wina?
—
Wina wina?
—
No.
—
No.
Parsknęłyśmy
śmiechem. Po chwili otarłyśmy łzy zgromadzone w kącikach oczu i chciałyśmy
dolać sobie tego magicznego, rozwiązującego język napoju, ale butelka okazała
się pusta.
—
Uratuję ten dzień — zarzekła się blondynka, wstając z kanapy. — Lekko chwiejnym
krokiem dotarła do szafki i wyciągnęła butelkę, machając nią jak flagą. — Ta
daaa!
Wyszczerzyłam
zęby i podniosłam się z kanapy.
—
Pomogę ci.
Po
chwili wspólnymi siłami udało nam się otworzyć butelkę i zachichotałyśmy
triumfalnie. Lampki znów były pełne i rozłożyłyśmy się na kanapie. Nie czułam
się już tak skrępowana i zawstydzona, więc postanowiłam, że teraz moja kolej na
opowiedzenie o sobie kilku słów, mimo, że nie było nawet, co opowiadać.
—
Nawet nie wiesz, ile straciłam nerwów dzisiaj przez ciebie. — Zaczęłam,
przywołując wcześniejsze sytuacje. Nakreśliłam jej cechy mojego charakteru,
opisałam po krótce swoją przeszłość i dlaczego zdecydowałam się na
przeprowadzkę i zmianę koloru włosów.
—
No ale teraz jakoś potrafisz normalnie gadać — zauważyła.
—
Chyba wina wina.
—
Może to trochę też, ale wydaje mi się, że jak już kogoś poznasz, to się
otwierasz w jakimś stopniu — stwierdziła, wczuwając się w rolę pani psycholog.
Zupełnie jej to nie pasowało, więc na moich wargach wykwitł ironiczny
uśmieszek.
—
Nie wiem, może tak, może nie... Ale jeśli nie, to chyba kiepsko tak będzie
codziennie pić wino, żeby funkcjonować w społeczeństwie?
—
Jak tanie, to tak.
—
Na inne mnie narazie średnio stać, muszę znaleźć jakąś pracę — odparłam. — Orientujesz
się może coś w tym temacie?
—
Hmm... — zamyśliła się. — Ja nie, ale jutro przyjeżdża w odwiedziny mój kuzyn,
może on coś będzie wiedział.
—
Oo, zapytałabyś się go?
—
A czemu sama tego nie zrobisz jutro? — wyszczerzyła się, przekornie
odpowiadając pytaniem na pytanie.
—
No weź i tak wystarczająco się wysiliłam, dokonując takich interakcji, jak
dzisiaj. — Złożyłam ręce w geście prośby.
—
No dobra, niech ci będzie.
Powoli
kończyła się druga butelka wina, powoli ogarniało mnie coraz większe zmęczenie
i senność, powoli nadszedł czas, żeby się zbierać.
—
Będę zmykać do siebie — wymamrotałam. — Dzięki za zaproszenie i miło spędzony
wieczór.
Faktycznie
bawiłam się dobrze, aż dziwne.
—
Jasne — wyszczerzyła się. — Kamień spadł mi z serca, jak dowiedziałam się, że
będę miała taką fajną sąsiadkę.
Podniosłam
się z kanapy, lekko kręciło mi się w głowie. Jednak czułam się całkiem,
całkiem. Całkiem dobrze.
—
Przynajmniej nie mam daleko do domu.
*
Następnego
dnia ledwo zwlokłam się z łóżka, obudzona przez wysuszone gardło i
niepowstrzymane pragnienie zmoczenia go wodą. Okazało się, że wczoraj w sklepie
zapomniałam kupić sobie coś do picia, więc musiałam pomóc sobie zimną wodą z
kranu. Ruszyłam krokiem zombie w stronę łazienki. Postanowiłam wziąć poranny
prysznic, z nikłą nadzieją, że mnie to orzeźwi. Spojrzałam na telefon. Grubo po
czternastej. No, to faktycznie będzie poranny prysznic.
Zimna
woda obmywała moje ciało, przywołując gęsią skórkę i dreszcze. Zamknęłam oczy i
oparłam głowę o szklaną kabinę, myślami wracając do wczorajszego wieczoru z
Ino. Sama się sobie dziwię, że mi się podobało. Może faktycznie ta moja cała „przemiana”
idzie w dobrym kierunku?
Wytarłam
się dokładnie ręcznikiem, a mokre, różowe włosy opadły na moje ramiona.
Naciągnęłam na siebie dresowe spodnie i czarną bokserkę. Udałam się w stronę
kanapy i usiadłam na niej. Oparłam się i zamknęłam oczy.
PUKPUKPUK.
Co?!
Poderwałam
się w ataku paniki, ale momentalnie zamarłam. Przecież jak będę udawać, że
nikogo nie ma w domu, to ten ktoś zaraz sobie stąd pójdzie, prawda? Odczekałam
chwilę i usłyszałam znajomy głos.
—
Sakura, to ja Ino!
Uff...
No dobra, ale i tak nie uśmiecha mi się otwierać drzwi i z nią widzieć. Nie,
żeby coś, polubiłam ją, tylko po wczorajszym... Chodzi mi o to, że według mnie,
aby moja przemiana się dokonała, musi być przeprowadzana stopniowo. Moja
sąsiadka najwyraźniej była innego zdania.
Podeszłam
do drzwi i otworzyłam je. Ujrzałam rozpromienioną twarz, szczerzącą białe
ząbki.
—
Chodź do mnie na chwilę — zaświergotała, cała rozpromieniona z niewiadomej mi
przyczyny.
—
Po co? — Nie doczekałam się odpowiedzi. Ino złapała mnie za rękę i pociągnęła
za sobą z tajemniczym uśmieszkiem na ustach.
—
Ej, kurde poczekaj! — zawołałam. — Mam mokre włosy i jestem w dresie!
—
No i co z tego! — odburknęła, wciągając mnie do swojego mieszkania.
Nawet
nie wiem kiedy, ale wylądowałam w jej salonie. Trzeba przyznać, że akcja
wyciągnięcia mnie była ekspresowa. Otrząsnęłam się i już miałam ją ochrzanić za
igranie ze mną, gdy mój wzrok przyciągnął jeden szczegół. Na kanapie, na której
wczoraj spędzałyśmy sąsiedzki wieczorek zapoznawczy, siedział jakiś koleś.
Serce
podeszło mi do gardła.
Kurwa,
nie daruję jej tego.
Niech
tylko...
—
To mój kuzyn — powiedziała.
Co
mnie to obchodzi?!
Miałam
jej to wygarnąć, gdy usłyszałam skrzypiącą kanapę i zbliżające się w moją
stronę kroki. Zamarłam po raz kolejny dzisiejszego dnia, a moja opuszczona
głowa uniosła się lekko, utkwiwszy wzrok w podłodze. Oprócz wystrojonych w
fikuśne pantofelki stóp Ino i moich własnych, bosych, ujrzałam jeszcze jedne,
trochę większe niż moje i blondynki.
Uniosłam
lekko wzrok, czując jak wali mi serce.
—
Jestem Naruto — usłyszałam i zobaczyłam wyciągniętą w moją stronę męską dłoń.
—
Sakura — odparłam zmieszana i podałam rękę.
Serce
dalej waliło mi jak oszalałe, jednak przemogłam się i spojrzałam na niego.
Ujrzałam wpatrzone we mnie błękitne oczy, z tańczącą w nich iskierką
rozbawienia. Na czoło opadały mu kosmyki blond włosów, ogólnie rzecz biorąc, to
nie opadały tylko na czoło, a sterczały w każdą możliwą stronę. Był wyższy ode
mnie o około półtorej głowy. Ujrzałam szeroki uśmiech malujący się na jego
ustach. Uśmiechał się podobnie do Ino, można było zauważyć rodzinne
podobieństwo. Jak okaże się też taki wścibski jak ona, to chyba nie dam rady.
Nastała
chwila krępującej ciszy.
Matko,
jak ja nie cierpię takich sytuacji, Ino zatłukę cię.
—
Ino powiedziała mi, że szukasz pracy — zagaił blondyn, widząc moje zażenowanie.
— Tak?
—
Yyy, no tak — odparłam, czując się lustrowana od góry do domu. Widziałam, że
przyglądają się moim mokrym włosom i wyciągniętym dresom.
Spieprzajcie
obydwoje, wyciągnęliście mnie z domu z samego rana bez zapowiedzi.
—
A jakie masz doświadczenie? — zapytał niebieskooki.
—
Co wakacje dorabiałam jako kelnerka, o ile można to nazwać doświadczeniem —
burknęłam, wlepiając wzrok w swoje bose stopy.
—
O! — Naruto uderzył pięścią w otwartą dłoń, symbolizując eurekę. Wyciągnął
telefon i poszperał w nim chwilę. — Zaraz wracam — rzucił i wyszedł na balkon.
W
końcu mogłam chwilowo odetchnąć, jednak nie skorzystałam z okazji. Spojrzałam
na uśmiechniętą blondynkę.
—
Kurwa mać, dobra, mogę zrozumieć, że chciałaś się ze mną zobaczyć, ale mogłaś
mnie chociaż ostrzec, że będzie tutaj twój kuzyn! Sama wiesz, jaki mam
charakter. Nie zmieniaj mnie na siłę, niech to przyjdzie samo! — Wygarnęłam
jej.
W
odpowiedzi ujrzałam wyszczerzone, błyszczące ząbki.
—
Mówiłam ci wczoraj, że przyjeżdża. Po prostu film ci się urwał — roześmiała
się.
—
Ychhh nic mi się nie urwało — bełkotałam rozwścieczona. — Ale zaraz tobie urwę
kilka kłaczków. — Złapałam ją za długi kucyk.
—
No już, już, chodź tu — zaśmiała się i uwięziła mnie w uścisku.
—
Zabiję cię — wyszeptałam.
Usłyszałyśmy
dźwięk zamykanego balkonu i jednocześnie odwróciłyśmy głowy w tamtą stronę.
Mina Naruto wyrażała więcej niż tysiąc słów. Odskoczyłyśmy od siebie jak
oparzone. Naruto uniósł rękę do głowy i głośno zaśmiał się, drapiąc się po
czuprynie.
—
Sakura! Mam dla ciebie wstępną ofertę pracy, przedstawię ci ją pod jednym
warunkiem. — Zamrugałam oczami. — Jak się zgodzisz pójść ze mną do kina.
—
To jakiś żart?! — wydusiłam z siebie. Zatkało mnie.
—
Skądże — uśmiechnął się łobuzersko.
Spojrzałam
na Ino rozgorączkowanym wzrokiem, szukając ratunku. Zakryła lekko otwarte usta
trzema złączonymi palcami, mały palec arystokracko odstawał od reszty. Zatoczyła
okrąg oczami i utkwiła wzrok gdzieś na suficie. Wyglądała jak pieprzona Marilyn
Monroe.
Westchnęłam
głęboko i policzyłam do dziesięciu, aby chociaż trochę się uspokoić.
—
Najpierw mi powiedz, co to za praca.
—
No dobrze, niech ci będzie. — Uniósł przed siebie ręce w geście poddania, tak
jakbym mierzyła do niego z Glocka kaliber 9 mm. — Przed chwilą zadzwoniłem do
mojego znajomego się spytać o pracę i dobrze się złożyło, bo potrzebuje
kelnerki na jutro.
—
Na jutro?!
—
Nagła sytuacja - odparł, wzruszając ramionami. — To jak, pójdziesz, czy nie? —
spytał.
—
Pójdę — odparłam.
—
A co z kinem?
—
Ech. — Kiwnęłam lekko głową. — Ale to zwykłe wyjście do kina, nie żadna randka.
—
Jasne.
*
Dotarłam
na miejsce pracy. Naruto wczoraj powiedział, że będzie to hotel, nie
spodziewałam się jednak, że okaże się tak ładny i nowoczesny, no i w samym
centrum miasta. Stałam przed nim, licząc piętra. Sześć. Ruszyłam niepewnym
krokiem do środka. Drzwi otworzyły się przede mną i znalazłam się w
przestronnym lobby. Stanęłam i rozejrzałam się dookoła, próbując objąć wzrokiem
to miejsce. Ktoś, kto to zaprojektował, naprawdę miał gust. Wnętrze wyglądało
jak z gazety. Zauważyłam recepcję i podeszłam tam niepewnym krokiem.
—
Dzień dobry, w czym mogę pomóc? — Drobna blondynka uśmiechała się do mnie znad
dwóch monitorów.
Naruto
mi poradził, żeby powołać się na niego, tak więc zrobiłam. Recepcjonistka
uraczyła mnie wyćwiczonym uśmiechem numer dwadzieścia dwa, odwzajemniłam się
jej, przywołując na wargi swój wymuszony, ironiczny, krzywy uśmiech.
—
Przyszła pani trochę za wcześnie. Proszę usiąść w poczekalni i za... —
Spojrzała na zegarek. — Około dwadzieścia minut podejdzie po panią kierowniczka
zmiany kelnerek i zaprowadzi na miejsce.
—
Ymm, oczywiście — wydukałam.
Odwróciłam
się na pięcie i ruszyłam w stronę ogromnych kanap. Wydawały się mega wygodne i
takie też się okazały, jak umościłam pośladki na kremowej sofie. Po kilku minutach
znudziło mi się obserwowanie otoczenia, więc wyjęłam smartfona i postanowiłam
zadzwonić do Hinaty.
Trzy
sygnały.
—
Hej Sakura.
—
Cześć, co tam u ciebie? — zapytałam.
—
U mnie po staremu wszystko, szyję właśnie sukienkę. A u ciebie?
Opowiedziałam
Hinacie ostatnie wydarzenia, wydawała się być zaskoczona. W sumie to wcale się
jej nie dziwię, też bym była.
Kątem
oka zauważyłam poruszenie. Okazało się nim kilku facetów w garniturach, idących
w moją stronę. Już mnie zaczął nachodzić atak paniki, jednak zdałam sobie sprawę,
że szli w stronę znajdujących się niedaleko mnie wind, więc lekko ochłonęłam i
ich zignorowałam, skupiając się na rozmowie z Hinatą.
—
No i Naruto zaprosił mnie do kina — powiedziałam.
W
słuchawce usłyszałam cichy chichot.
Nagle
poczułam na sobie czyjś wzrok. Przeszły mnie dreszcze i podniosłam głowę, żeby
zlokalizować źródło. Okazał się nim jeden z facetów stojących przy windzie.
Nasze spojrzenia się spotkały. Wpatrywałam się w jego czarne oczy, marszcząc
brwi, a on patrzył się w moje. Wszystko to trwało tylko kilka sekund, mimo to
poczułam, jakby minęło kilka godzin. Winda się otworzyła i odwrócił się,
wchodząc do środka.
Wbiłam
wzrok w plecy gościa w garniturze.
Zniknęły
wraz z zamykającymi się drzwiami windy.
A
ja zostałam z dziwnym uczuciem, wypełniającym mi żołądek.
—
Halo? Sakura, żyjesz?
__________
Zgodnie z waszymi sugestiami, postaram się, żeby rozdziały były dłuższe, poczynając od tego :) Chodzą mi też po głowie pomysły na dwa opowiadania, także może kiedyś się coś nowego pojawi ;)
No i bosko!
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z aspołeczności Sakury, ale trochę wina z Ino i aspołeczność na bank jej minie.
Końcówka też super, będę czekać na kolejny rozdział :*
Pozdrawiam :)
To wydaje mi się zbyt proste. I serio, nie wierzę w takich sąsiadów. A skoro Sakura nie chciała iść, to mogła zostać. Propozycja Ino moim zdaniem była na tyle luźna, że jakby odmówiła nic by się nie stało.
OdpowiedzUsuńI taaak to takie straaaszne człowiek!
Tekst Naruto o kinie - chyba poczułam się zażenowana.
Sakura wydaje mi się kupką nieszczęść nienawidzącą świata. Mam nadzieję, że ten pan w czarnym garniturze - czyt. Sasuke ją jakoś z tego wyciągnie. Bo nie wiem czy ja zniosę jej podejście do świata.
Czuję, że narzekam, ale żeby było jasne XD Bo okazuje się, że moje słowa są opacznie rozumiane XD
Szanuję za styl pisania. Miło mi się płynie przez tekst, więc śledzę opowiadania i śledzić będę. Bo co jak co, ale dobrze napisanych FF jest jak na lekarstwo. A Twoje mi się podoba. No i czekam na tego Sasuke - wtedy to pewnie cała irytacja Sakurą mi przejdzie XDDDDDDDDDDDD
Pozdrawiam i weny życzę!
Dłuższe rozdziały przyjemniej się czyta, ale sama wiem, że nie łatwo je pisać. Hmmm, no i zdaję mi się, ze zaczyna się wątek SasuSaku. Chociaż za kanonicznym Sasuke nie przepadam, jak i za ich małżeństwem w Boruto (w mandze jeszcze to jakoś wygląda, ale w anime czuję frustrację, nie na taką miłość Sakura zasłużyła!), to ostatnio czytam bardzo dużo ff o tej parzę. Cóż, najbardziej chodliwy temat, no nie? :D
OdpowiedzUsuń❤
Faktycznie jest trudniej pisać dłuższe rozdziały, jednak rozumiem czytelników, że czekają X czasu a dostają marne ochłapy o długości ~3 stron xD Dlatego staram się pisać coraz dłuższe te rozdziały, z różnym skutkiem :D
UsuńPamiętam, jak oglądałam Naruto jako dzieciak, po prostu NIE ZNOSIŁAM Sasuke :D nazywałyśmy go z przyjaciółką "emo king" XD No i wyszło teraz, że razem z Sakurą są moim ulubionym pairingiem :D