8.05.2019

rozdział dwunasty


You shouldn't base the future on the past
I know you really want this thing to last
So though the questions keep on coming this time
You know that I'll listen



Zapowiadało się miło, fajnie i przyjemnie. Ale jak jest za dobrze, to coś musi, łagodnie mówiąc, pójść nie tak, prawda?
Minęło kilka dobrych sekund, zanim przetrawiłam, co usłyszałam. Poczułam się, jakby ktoś uderzył mnie z całej siły pięścią w brzuch. Zabrakło mi tchu i momentalnie jedyne, o czym pomyślałam, to żeby znaleźć się jak najszybciej w domu. Z dala od tych wszystkich ludzi, z dala od tego hałasu.
Słowa Naruto dudniły mi w głowie, powodując migrenę.
Karin, jego sekretarka, a także była narzeczona.
Nie wiem, jak musiała wyglądać moja mina, kiedy to usłyszałam. Po kilku sekundach odzyskałam wzrok i zobaczyłam przed sobą zaniepokojoną twarz Ino i Hinaty. Blondynka odwróciła głowę i usłyszałam jej słowa, dziwnie zniekształcone.
— Naruto, ty jebany idioto!
Hej, dlaczego tak ostro? To nie on jest idiotą, tylko... Tylko ja.
Chciałam się zapaść pod ziemię. Nie dość, że oddałam swój pierwszy pocałunek kolesiowi, którego przeszłość jest dla mnie niejasna, to jeszcze moja słabość została obnażona przed całą obecną tu czwórką. Było mi cholernie wstyd. Starałam się zachować kamienną twarz i zlikwidować głupkowaty uśmieszek, ale było już za późno.
Było też już za późno, żeby puścić tę informację mimo uszu. Muszę się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodzi. Uchiha jest mi to winien.

*

Piętro czterdzieste ósme, czterdzieste siódme, czterdzieste szóste.
Był zirytowany na Karin, że zadzwoniła akurat w takim momencie. Był zły, że musiał wyjść z klubu, mimo że na początku wcale nie chciał tam iść. Był wkurwiony, bo w windzie nie mógł zapalić papierosa, a potrzebował tego tak jak tlenu, szczególnie teraz. Był kłębkiem nerwów.
Jechał w windzie z jakąś parką, która chyba zapomniała, że winda też jest miejscem publicznym i bez opamiętania wymieniali się śliną oraz innymi drobnoustrojami. Pomyślał o Sakurze i zastanawiał się, jak to w ogóle możliwe, że ją pocałował. Nie sądził, żeby była to wina alkoholu — nie wypił wcale tak dużo.
Wymacał w kieszeni zapalniczkę i zaczął ją obracać między palcami.
Piętro trzydzieste pierwsze, trzydzieste, dwudzieste dziewiąte.
Przypomniał sobie swoje wkurwienie, kiedy wrócił z baru, a jakiś facet napastował Sakurę. Miał ochotę mu wyjebać, jednak w tamtym momencie pomyślał o Sakurze — nie chciał psuć jej wieczoru jeszcze bardziej. Starał się z całych sił, żeby jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Piętro siedemnaste, szesnaste, piętnaste.
Nie poznawał się. To, jak na niego działała różowowłosa, było dla niego nowością. Nie pasowało to do jego charakteru, jego nieprzystępności, jego obojętności na uczucia i na cały świat. Potarł palcami czoło, mrużąc oczy.
Piętro trzecie, drugie, pierwsze.
Był zmęczony.
Parter.
Wyszedł z windy i skierował się do wyjścia. Tłum ludzi skutecznie mu to uniemożliwiał, ale on parł naprzód, przepychając się między tą całą hołotą. Udało mu się wydostać i znów znajdował się na chłodnym, tokijskim powietrzu. Śpieszył się, ale potrzeba zapalenia papierosa była silniejsza. Umieścił jedną fajkę w ustach, po chwili ją odpalając. Stanął, zaciągnął się i odwrócił głowę, zadzierając ją wysoko. Pomyślał o tarasie i wypuścił dym z płuc. Przyłapał się na tym, że znów jego umysł wypełniała ona. Westchnął przeciągle, dopalił papierosa i skierował się w stronę żółtych taksówek. Udało mu się jedną zatrzymać i rozsiadł się na tylnej kanapie.
— Hotel Konoha.
Taksówkarz nie odzywał się przez całą drogę, ale dla Sasuke to była idealna sytuacja. Nie cierpiał głupkowatych gadek z obcymi ludźmi o niczym. Prawdziwy Japończyk, typowy introwertyk. Ale Uchiha jeszcze przy okazji był bucem.
Dotarł do swojego hotelu, miejsca pracy i drugiego domu, zostawił kierowcy napiwek i wyszedł, szybkim krokiem kierując się do środka. Ominął zaskoczoną recepcjonistkę i wszedł do windy, jadąc na szóste piętro. Wszedł do biura.
— No w końcu, jesteś! — Najpierw usłyszał głos, a dopiero później zobaczył wyglądające zza grubych szkieł oczy Karin. — Piłeś?
— Nie interesuj się. Co z nim?
— Nie odbiera, nie mogę się do niego dodzwonić. Miał dzisiaj przyjść podpisać papiery na poniedziałkową delegację do Sendai.
— Kurwa mać — wystękał. — Co on znowu odwala?
Itachi lubił znikać. Czasem na dzień, czasem na kilkanaście. Wyłączał telefon i przestawał istnieć. Sasuke wiedział jednak, że jego brat nie robi nic nielegalnego. Mogliby stracić wtedy hotele, a włożyli w ten biznes całe swoje serce i siły. Hotel Konoha był ich domem.
Kolejnym powodem, dlaczego ufał bratu, było to, że Itachi był prawnikiem. We trójkę rozkręcili ten hotel, a także następne spod szyldu Uchiha. Każdy z nich miał równe udziały, które wynosiły trzydzieści trzy procent (jeden procent zgodnie przeznaczali na cele charytatywne, niby jeden procent, ale przy wpływach, jakie osiągała ich firma, były to setki tysięcy jenów), a także obowiązki.
Itachi zajmował się stroną prawną prowadzenia biznesu, a przez wrodzoną charyzmę także zawieraniem nowych kontraktów. Prowadził również swoją małą kancelarię prawną na obrzeżach Shinjuku, głównie dla hobby i zainteresowania, a nie dla pieniędzy.
Karin odpowiadała za kadry, personel, a także sporządzała liczne raporty, studiowała razem z Itachim prawo. No i przede wszystkim była sekretarką Sasuke i Itachiego, w sumie to swoją też. Miała tyle pracy, że kogoś powinni zatrudnić na sekretarkę, ale Karin lubiła to robić, była też pracoholiczką jak Sasuke, dlatego bracia Uchiha nie mieli nic przeciwko, aby zajmowała się też telefonią i umawianiem spotkań.
Sasuke natomiast był odpowiedzialny za finanse i podatki, skończył dwa fakultety: ekonomię oraz finanse i rachunkowość, jednak to prowadzenie biznesu bardziej go kręciło niż tonięcie w papierach i stukanie w kalkulator.
Ich wspólne działania prowadziły do otwierania coraz to nowych hoteli w japońskich miastach, nie tylko w stolicy. Udało się im nawet trafić na pierwsze miejsce najszybciej rozwijających się firm hotelarskich na japońskim rynku, prześcigając takich gigantów jak Hilton, Marriott czy Holiday Inn. Było to bezsprzecznie ogromne osiągnięcie jak na trzyosobowy zarząd.
— Bez tego podpisu delegacja nie ma sensu. Może pojedź za niego? — Głos Karin wyrwał Sasuke z refleksji.
Tygodniowa delegacja nie uśmiechała się do Sasuke. To Itachi zajmuje się głównie pozyskiwaniem nowych klientów, dlatego młodszy Uchiha nie czuł się w tej działce jak ryba w wodzie. Miał też z tyłu głowy inną myśl, uczepioną jak rzep psiego ogona.
W poniedziałek miał być pierwszy dzień pracy Sakury. Nie mógł wyjechać. Nie chciał.
Sapnął, zdając sobie sprawę z tego, do czego dopuścił. Zawsze stawiał hotel na pierwszym miejscu, a teraz wolał przebywać w jej obecności.
— Myślisz o niej.
Wzdrygnął się na dźwięk tych słów. Starał się zachować beznamiętnie i twardo, ale czujne oko Karin wychwyciło jego dziwne zachowanie. Znała go jak własną kieszeń. Westchnął, podirytowany.
— Nie twój interes, Karin.
Czerwonowłosa uśmiechnęła się, po czym pokręciła głową z niedowierzaniem.
— Za dobrze cię znam, Uchiha. Twoje zachowanie mówi samo za siebie, mimo że próbujesz grać obojętnego.
Wzruszył ramionami, zirytowany. Nie cierpiał, gdy ktoś się wtrącał do jego życia, a tym bardziej do tego, co mu w duszy gra. Mimo że Karin była, chcąc nie chcąc, obecna w jego życiu od dawna, to traktował ją z dystansem. A do epizodu ich narzeczeństwa nawet nie chciał wracać.
Itachi postawił go w beznadziejnej sytuacji. Sasuke walczył przez chwilę sam ze sobą, po czym wybrał numer brata w telefonie.
Abonent czasowo niedostępny.
Kurwa, a czego się spodziewał. Braciszek jak zawsze wybrał sobie najlepszy moment, by zniknąć nie wiadomo gdzie. Przymknął oczy i zniecierpliwiony przeczesał włosy dłonią. Czuł na sobie oczekujący wzrok Karin.
Przez moment przeszła mu przez głowę myśl, żeby poprosić Sakurę, żeby pojechała z nim. Zreflektował się, przypominając sobie słowa, które lubiał powtarzać, niczym mantra: Hotel na pierwszym miejscu.
— Pojadę.

*

Ino uparła się, że wrócimy jedną taksówką we trójkę. Musiałam wyglądać tragicznie, tak też się czułam, dlatego nie protestowałam. Nie przypominam sobie nawet, żebym żegnała się z Hinatą i Naruto. Po kilku minutach po prostu wstałam i wyszłam. Oniemiała, otępiała, skonfundowana. Pod nosem tańczył mi ironiczny uśmiech, kiedy przypomniałam sobie scenę na tarasie. Boże, ale byłam głupia.
Sai siedział z przodu, obok taksówkarza, a Ino obok mnie. Chyba po raz pierwszy nie wiedziała jak się zachować; po prostu milczała, odwracając głowę w drugą stronę ode mnie. Mnie to odpowiadało.
Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce. Machinalnie wepchnęłam kierowcy banknot i wyszłam, prawie wpadając pod przejeżdżający samochód. Zreflektowałam się, przeklinając w myślach swoją głupotę po raz kolejny.
Idąc do bloku, kątem oka widziałam, że Ino chciała coś do mnie powiedzieć. Sai objął ją ramieniem, delikatnie kręcąc głową. Byłam mu za to wdzięczna.
Rozdzieliliśmy się pod drzwiami, oni pod siedemnastką, ja pod szesnastką. Uśmiechnęłam się smutno na pożegnanie i zniknęłam za drzwiami, oddychając z ulgą.
Zrzuciłam z siebie buty i ciuchy i weszłam pod prysznic, odkręcając zimną wodę, licząc na to, że otrzeźwi mnie i mój umysł. Ku mojemu zdziwieniu, pomogło.

*

Poniedziałek nadszedł szybciej, niż się spodziewałam. Niżbym chciała.
Postanowiłam zjeść śniadanie jak człowiek, by być gotową na pierwszy dzień mojej starej-nowej pracy. Od feralnego wyjścia do klubu sporo myślałam. Zdecydowałam się skorzystać z danej mi szansy i pracować w hotelu Uchihy. Byle by tylko odbić się finansowo od dna, a później znaleźć inną pracę, z dala od niego. Chciałam go wymazać z mojej głowy, aby nie zagłębiać się w to, co ze mną robił. Chciałam zapomnieć.
Zjadłam jajecznicę i wypiłam herbatę. Rzuciłam okiem na roztrzaskany telefon. Teraz nawet jakby ktoś chciał się ze mną skontaktować, to by nie mógł. Ale nie liczyłam na to, żeby ktokolwiek chciał do mnie dzwonić. Może to i lepiej, że nie robiłam sobie zbędnych nadziei.
Włożyłam naczynia do zlewu, stwierdzając, że umyję je później, jak wrócę i wyciągnęłam z szafy kilka pierwszych-lepszych ciuchów, wybierając te bardziej eleganckie. Gdy byłam już gotowa, schowałam portfel i rozbity telefon (chyba z przyzwyczajenia) w torebkę.
Po raz kolejny dotarłam do hotelu Konoha, korzystając z niesamowitego, tokijskiego metra. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka, a przed moimi oczami stanęły sceny, kiedy zobaczyłam Sasuke po raz pierwszy. Zamknęłam mocno oczy, odganiając natrętne wizje. Przęłknęłam ślinę i skierowałam się w stronę recepcji. Przedstawiłam się, a kobieta kiwnęła głową, tak jakby się mnie spodziewała.
— Proszę poczekać, Sakura-san.
Przestąpiłam z nogi na nogę, nerwowo przygryzając wargę. Patrzyłam, jak recepcjonistka przykłada słuchawkę telefonu stacjonarnego do ucha i klika jeden przycisk. Nie czekała nawet jednego sygnału, osoba po drugiej stronie od razu odebrała telefon.
A ja modliłam się tylko o to, żeby nie był to Sasuke Uchiha.
— Szefowo, Haruno Sakura przybyła. Zaprowadzić ją do pani? — Chwila ciszy. — Przyjdzie pani po nią? Och, rozumiem — powiedziała z wyćwiczonym uśmiechem na ustach i odłożyła słuchawkę.
Pani? Szefowa?
Czyli nie rozmawiała z Sasuke, chociaż z tym mi ulżyło. Ale zastanawiało mnie tylko, kto po mnie przyjdzie. Poczułam się jeszcze bardziej nieswojo, niż przed chwilą. Ledwo powstrzymałam się od odruchu obgryzania paznokci, z którym walczyłam od dłuższego czasu.
— Proszę chwilkę zaczekać — usłyszałam i pokiwałam głową.
Nie czekałam długo. Usłyszałam stukot obcasów gdzieś po prawej stronie i poczułam jak w przełyku wyrasta mi gula wielkości piłeczki pingpongowej. Nie miałam odwagi odwrócić się, ale też nie mogłam tak stać, jak kołek.
— Haruno-san, proszę za mną.
Ten głos był znajomy. Nie kojarzył mi się z niczym dobrym. Udało mi się przełknąć ślinę i odwróciłam się, rzucając spojrzenie na znajomą sylwetkę.
Gorzej być nie mogło. Już nawet wolałam, żeby był to Uchiha.
Pamiętałam jej imię; jakbym mogła zapomnieć?
Karin.
Patrzyła w moim kierunku przez okulary. Światło padało tak, że nie mogłam wychwycić jej spojrzenia, ale przeczuwałam, że nie było ono przyjazne. Postanowiłam nie pokazać po sobie swoich emocji, jednak na pewno było widać moje zmieszanie i nerwy. Zacisnęłam usta w wąską linię i ruszyłam w jej stronę. Z każdym krokiem robionym w jej stronę, do moich nozdrzy docierał duszący zapach jej perfum. Powstrzymałam odruch wymiotny.
Unikałam jej wzroku jak ognia, w myślach przeklinając całą tę sytuację, w którą się wplątałam na własne życzenie. Byłam głupia jak but.
Karin skierowała się w stronę windy, ostentacyjnie milcząc. Dreptałam za nią, czując się jak mysz w potrzasku. Stałyśmy przed windą, obok siebie. Nerwowo skubałam pasek torebki palcami.
Dlaczego recepcjonistka zwracała się do niej: „szefowo”? Przecież ona miała być tylko sekretarką. Tyle pytań kłębiło mi się w głowie!
Rozległ się dźwięk dzwonka i winda się otworzyła. Karin weszła pierwsza, a ja za nią. Wcisnęła guzik z numerem sześć i ruszyłyśmy, nie odzywając się ani słowem. Była ode mnie wyższa o kilka centymetrów, a także szczupła jak ja. Jednak u niej można było zauważyć bardziej kobiece kształty, niż u mnie. Poczułam na sobie jej badawczy wzrok i nasze spojrzenia spotkały się na kilka sekund; okazało się, że też mnie lustrowała wzrokiem, od stóp do głów. Uderzyła mnie fala gorąca. Na szczęście w końcu dotarłyśmy na to cholerne, szóste piętro.
Wyszła, mijając mnie i ruszyła znaną mi drogą.
Idzie do gabinetu Sasuke, przemknęło mi przez myśl.
Otworzyła kartą drzwi i znalazłam się w pomieszczeniu, w którym już byłam, co prawda przez chwilę, bo od razu skierowaliśmy się w lewo, do gabinetu Uchihy, jednak teraz zaczęłam powoli łączyć wątki.
Karin zamknęła za mną drzwi, po czym skierowała się w stronę masywnego biurka. Miałam kilka sekund na rozejrzenie się po pomieszczeniu. Wtedy było ciemno, jednak wychwyciłam kilka obiektów, które stoją tak, jak stały, na przykład regały wypełnione segregatorami. Przypomniałam sobie, co mnie tak zaciekawiło, jak ostatnio tu byłam.
Tabliczka przy drzwiach po prawej stronie. Pamiętałam, że po lewej był gabinet Sasuke i napis na tabliczce przedstawiał jego imię i nazwisko. Odwróciłam dyskretnie głowę w prawą stronę i wychwyciłam wzrokiem identyczną tabliczkę. Widniało na niej równie identyczne nazwisko, co na tej naprzeciwko. Uniosłam brwi zaskoczona.
Uchiha Itachi.
— Zapraszam.
Usłyszałam odgłos przesuwanego fotela po parkiecie i podskoczyłam na dźwięk jej głosu. Usiadłam na fotelu przed biurkiem, które wskazywała ręką. Na blacie masywnego biurka wszystkie przedmioty były uporządkowane i panował niewymuszony ład. Wszystko było zorganizowane. Zauważyłam kolejną tabliczkę, wyglądającą tak samo, jak te przy drzwiach po obu moich stronach, z tym że ta stała na biurku, a nie była przytwierdzona do ściany.
Uzumaki Karin.
Tego było już za wiele. Za wiele pytań przepełniało moją głowę. Miała na nazwisko tak samo, jak Naruto. Kim ona była? Kim był Itachi dla Sasuke? Bratem, ojcem? Może jeszcze się dowiem, że synem? Chyba nic mnie już nie zdziwi.
— Uzumaki to dosyć popularne nazwisko w Japonii — usłyszałam. — Nie będę się bawić w formalności i będę do ciebie mówić na ty. Wydaje mi się, że zastanawiasz się, kim jestem dla przyjaciela Sasuke? Nikim, tak jak on dla mnie. Nie jesteśmy spokrewnieni, takie samo nazwisko to tylko zabawna zbieżność.
Ośmieliłam się spojrzeć jej w oczy. Patrzyła na mnie z dziwnym błyskiem w oku, ale w jej spojrzeniu nie zauważyłam śladu pogardy, czy jakichkolwiek innych negatywnych emocji. Chyba że się myliłam, co było bardzo prawdopodobne.
— Jeśli masz jakieś pytania, pytaj — zachęciła mnie, grzebiąc w szufladzie.
— Kim jest Uchiha Itachi? — palnęłam, zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć.
— Bratem Sasuke.
Nie wiem, czemu, ale poczułam ulgę. Może dlatego, że to nie jest ich syn? Ech, o czym ja w ogóle myślę? Przecież Sasuke jeszcze nie miał nawet trzydziestki. Kotłowało mi się jeszcze kilka pytań w głowie, jednak milczałam jak zaczarowana. Ta kobieta mnie onieśmielała. Ani w pozytywny, ani w negatywny sposób. Była tak pewna siebie, że aż miałam ochotę się schować za krzesłem.
— Oto umowa. — Położyła przede mną kartkę A4, wypełnioną kanji. Wzięłam ją do ręki i przeleciałam pobieżnie wzrokiem. — Trzymiesięczny okres próbny, odpowiada ci? — spytała, przepuszczając przez palce długopis. Pokiwałam głową, standard, w większości firm proponują taki okres próbny.
Zjechałam wzrokiem na zakres obowiązków.
Profesjonalna obsługa Gości hotelowych w restauracji... podczas konferencji, bankietów lub śniadań... najwyższa jakość obsługi i dbałość o zadowolenie Gości... przestrzeganie przepisów sanitarnych, bla bla bla.
Ubrane w ładne słowa, ale standardowe regułki, które dobrze znałam. Wynagrodzenie też niczego sobie, możliwe premie i awanse. Miodzio. I tak nie zamierzałam zagrzać tu miejsca za długo. Byle coś zarobić i uciekać z dala od Uchihy.
Rzuciło mi się w oczy coś, co mnie lekko zaskoczyło.
Pracodawca: Uzumaki Karin.
— Tak, będziesz pracować pode mną. To znaczy, pode mną jest jeszcze kilku managerów, którym będziesz podlegać, ale ja jestem najwyżej. — Wzruszyła ramionami. Poczułam jak z mojej twarzy odpływa cała krew i robię się trupioblada.
— To nie Sasuke jest właścicielem? — zapytałam, zszokowana.
— Owszem, jest — potwierdziła, a ja znów poczułam nieprzyjemną niewiedzę, której chciałam się jak najszybciej pozbyć. — Ja też jestem, a także brat Sasuke, Itachi. Prowadzimy tę firmę we trójkę. W telegraficznym skrócie: ja zajmuje się kadrami, Itachi prawną stroną prowadzenia biznesu, a Sasuke finansami.
Wszystko zaczęło mi się składać w jedną całość. Mimo że nie pałałam sympatią do Karin z oczywistych powodów, byłam jej wdzięczna za to, że zaspokoiła moją ciekawość bez żadnych intryg i wywyższania się. Co dziwne, wydawała się całkiem normalna. Jeszcze jedna rzecz zaprzątała moją głowę, ale postanowiłam, że to Sasuke mi odpowie na to pytanie.
— Jeśli nie masz więcej pytań, to czekam na podpis i zaczynamy od dzisiaj.
Przeczytałam jeszcze raz umowę i stwierdziłam, że wszystko jest okej. Złożyłam podpis i dzisiejszą datę w wyznaczonym miejscu i uśmiechnęłam się lekko. Uzumaki poprawiła okulary na nosie i podała mi kopię umowy, tę, która zostanie u niej. Podpisałam się po raz kolejny i oddałam jej dokument.
Szykowałam się do wstania z fotela, jednak Karin powstrzymała mnie gestem uniesionej dłoni. Postukała paznokciami w blat i przewróciła oczami, jakby sobie coś przypominała.
— Poczekaj. Jeszcze mam dla ciebie paczkę.
— Jaką paczkę? — zapytałam zaskoczona.
— No przecież, że nie od świętego Mikołaja.
Schyliła się do masywnego biurka i otworzyła szafkę. Po kilku sekundach wyciągnęła pudełko, nie większe niż ta kartka A4. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, o co tu chodzi.
— Dla twojej informacji, pewnie cię to ciekawi. — Odgarnęła włosy za ucho i poprawiła okulary. — Sasuke pojechał w delegację, ale zostawił dla ciebie to — oznajmiła i wręczyła mi pudełko. — Wróci za tydzień.
Rzuciła mi rozbawione spojrzenie, a ja tylko myślałam o paczce, trzymanej w dłoniach.
— No otwórz, mnie też ciekawi, co tam jest. — Zaśmiała się, ukazując rząd bielutkich zębów. — Uchiha nic mi nie chciał powiedzieć, taki już jest.
Przesunęłam palcami po pudełku, było zapakowane w szary, ozdobny papier, przeciągnięty czarną, wąską wstążką. Te kolory pasowały do niego, przeszło mi przez myśl. Ciekawe, co mu odwaliło do głowy. Pudełko było tak ładnie zapakowane, że aż szkoda mi było niszczyć opakowanie. Ale ciekawość wzięła górę. Rozwiązałam wstążkę i paznokciem wyłapałam zaklejony bok. Pociągnęłam mocno, rozrywając papier. Spojrzałam na Karin, nie wiedząc, czego się spodziewać. Jej oczy świeciły się jak dwa słońca, czekając na to, aż otworzę paczkę. Nerwowo poprawiła okulary, przybliżając się do mnie.
Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Karin jest dosyć... dziwna. Przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie, w gabinecie Sasuke, gdzie najpierw rzucała do niego głupie komentarze, które można było odebrać jako flirt, później mnie ozięble zbyła, dzisiaj była najpierw zdystansowana i milcząca, a teraz czekała aż otworzę pudełko, umierając z ciekawości. Była pełna sprzeczności.
Rozerwałam papier do końca i powoli zsunęłam go z paczuszki. Moim oczom ukazał się biała strona pudełka, z krótkim napisem. Wciągnęłam głęboko w płuca powietrze i wyciągnęłam całe opakowanie z szarego papieru, obracając go w palcach.
— Ma rozmach, skurwsysyn — powiedziała Karin, z uznaniem kiwając głową. — Ups. — Zatkała usta dłonią; chyba jej się to wymsknęło. Rozbawiła mnie.
Wróciłam wzrokiem do pudełka, czytając napis przy znanym każdemu logo nadgryzionego jabłka.
iPhone XS
— On chyba sobie robi jaja — wymsknęło mi się coś, co pomyślałam.
Ten telefon był chyba wart tyle, co dwie moje pensje. Odłożyłam pudełko na biurko Karin.
— Nie mogę tego przyjąć.
— Ja nie mam z tym nic wspólnego. W takim razie zadzwoń do niego i pogadaj z nim, chyba masz jego numer i telefon?
Wyciągnęłam swój strzaskany telefon i położyłam obok pudełka z iPhonem.
— Bardziej bym powiedziała, że miałam.
Karin roześmiała się gardłowo, odchylając w olbrzymim fotelu do tyłu. Jej długie, czerwone włosy falowały, gdy przechylała głowę, zanosząc się śmiechem. Przeszło mi przez myśl, że chociaż nie jestem odosobniona z niespotykanym kolorem włosów. Otarła z kącików nieistniejące łzy i wyprostowała się, opierając ręce wraz z łokciami o blat.
W pozostałościach szarego papieru znalazłam jeszcze jeden przedmiot. Mała tekturka z kilkoma nakreślonymi słowami. Wyskubałam notatkę paznokciami i przyjrzałam się jej.
Przyda się. S.
Ciekawe, komu się przyda, bo na pewno nie mi. Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Usłyszałam głos Karin.
— Jak już mówiłam, Uchiha nie chciał mi nic powiedzieć, dlatego nie wiem, co was łączy, ale na twoim miejscu bym przyjęła prezent. Chyba nie chcesz, żeby mu się zrobiło przykro? — roześmiała się.
W sumie to nie obchodziło mnie, co on czuje. Albo tak sobie tylko wmawiałam. Po raz kolejny przeszła mnie fala niepewności. Potrzebowałam telefonu, ale nie tak drogiego, poza tym nie chciałam mieć u niego kolejnego długu. Postanowiłam użyć telefonu tylko po to, żeby się z nim skontaktować, w celu wyjaśnienia tej całej sytuacji. Spojrzałam na Karin, chwytając paznokciem za foliowe opakowanie, a ta jedynie pokiwała głową z aprobatą. Po otwarciu pudełka wyciągnęłam telefon niczym eksponat z muzeum, bojąc się, by tylko go nie zarysować. Wyciągnęłam kartę SIM z roztrzaskanego, wysłużonego telefonu i przełożyłam ją do nowego.
— Dobra — usłyszałam czerwonowłosą — załatw, co masz załatwić i zaprowadzę cię do restauracji. Zostawię cię na kilka minut — powiedziała i zniknęła za drzwiami wejściowymi. Byłam jej nawet za to wdzięczna.
Z małego notatnika w torebce przepisałam numer Uchihy i postanowiłam napisać do niego SMS. Nie miałam odwagi z nim rozmawiać.
„Nie mogę przyjąć tego telefonu”
Wysłałam i westchnęłam, obracając telefon w palcach. Był ładny, zawsze o takim marzyłam, ale na marzeniach się kończyło. Nagle usłyszałam głośny dzwonek i podskoczyłam, przestraszona. Na ekranie widniało jego imię. Przeklęłam w myślach; mogłam nawet nie otwierać tego pudełka, tylko zostawić je Karin, żeby mu oddała.
— H-halo? — wyjąkałam.
— Dlaczego nie możesz przyjąć telefonu? — usłyszałam rzeczowe pytanie, a na dźwięk jego głosu poczułam dziwny ścisk w brzuchu.
— Po pierwsze: jest za drogi. — Cisza po drugiej stronie. No tak, pewnie dla niego to groszowe sprawy. Postanowiłam kontynuować. — Po drugie: dlaczego mi go kupiłeś?
Znów cisza. Słyszałam tylko gwar ludzi i rozmów gdzieś w tle. Ciekawe, gdzie był. Może mu w czymś przeszkodziłam?
— Przeze mnie straciłaś swój stary telefon.
— To nie była twoja wina! — zaprotestowałam. — Zatrzymam go, pod warunkiem odciągania ratalnie pieniędzy za ten telefon z mojej pensji.
— Niech będzie, to dostaniesz premię — słyszałam po drugiej stronie, że się uśmiecha.
Jakby się dało, to chyba bym go udusiła przez telefon. Zawarczałam w odpowiedzi, dając za wygraną. Wiedziałam, że on i tak postawi na swoim. Kupił mi ten telefon z własnej, nieprzymuszonej woli, chociaż dalej nie wiedziałam, co nim kierowało.
— O tej porze umowa powinna już być podpisana, czyli już oficjalnie pracujesz w Uchiha Hotels. Karin nie sprawiała problemów?
— Nie...
Tyle miałam pytań do niego, ale nie potrafiłam się odważyć, zmusić usta do współpracy. Skoro nie mogłam zrobić tego przez telefon, w rzeczywistości może być jeszcze trudniej.
— Dobrze. Wracam na spotkanie — zakomunikował i rozłączył się. Odsunęłam telefon od siebie, po raz kolejny walcząc z milionem myśli.
Usłyszałam otwierane za mną drzwi i odwróciłam się. Głowa Karin zaglądała do środka pomieszczenia.
— Jak skończyłaś, to chodź.
Wstałam, otrzepałam spodnie z niewidzialnych pyłków i ruszyłam za nią, ściskając telefon w dłoni.

*

Dni mijały mi szybko, a jeżeli chodzi o pracę nie musiałam też poświęcać czasu na naukę, bo po pierwsze: już miałam przyjemność tu pracować, a po drugie: miałam doświadczenie. Ekipa, w której wylądowałam, okazała się miła i profesjonalna. Spędzałam dni na pracowaniu około dziesięciu, dwunastu godzin dziennie. Skoro miałam możliwość brania płatnych nadgodzin i miałam siłę, to korzystałam, wytapiając czas.
Hotelowi goście byli ludźmi na poziomie, kulturalnymi i hojnymi co do napiwków. Razem z kilkoma innymi osobami dbaliśmy o restaurację i poziom obsługi.
Usłyszałam na kuchni cichy dzwonek, zwiastujący kolejnego gościa restauracji. Jako że chwilowo byłam wolna, przetarłam ręce szmatką i wyszłam obsłużyć klienta.
Klientów okazało się dwóch. Wciągnęłam głęboko powietrze, starając się zachować pokerową twarz. Nagle zapomniałam, jak się chodzi.
Czarne oczy Sasuke przewiercały mnie na wylot, lustrując od stóp do głów. Widziałam tylko jego oczy, bo resztę zasłaniał splecionymi palcami, skrywając twarz. Poczułam uderzenie gorąca. Przez moje zapracowanie zatraciłam rachubę czasu, nawet nie pomyślałam, że dziś jest dzień jego powrotu. Przełknęłam ślinę, modląc się w myślach, byle by nie palnąć żadnej gafy. Przeniosłam spojrzenie na faceta obok Sasuke, był do niego całkiem podobny, a już na pewno równie przystojny. Miał dłuższe, czarne włosy i wertował kartę dań. Znajdowałam się już niebezpiecznie blisko ich stolika. W końcu nadeszło nieuniknione i stanęłam przed nimi, przywołując uśmiech na usta.
— Czego panowie sobie życzą?


__________
Przepraszam, że tyle musieliście czekać na rozdział :’( Wszystko powoli zmierza ku dobremu u mnie, w pracy awans, no i już końcówka studiów, mam nadzieję, że w lipcu będzie już spokój <3 Poza tym Pyrkon (za rok się przebieram! XD) i majówka za mną, czas wrócić do rzeczywistości :D
Obiecałam sobie, że doprowadzę tę historię do końca, także trzymajcie kciuki <3

9 komentarzy:

  1. Wróciłaś!!! Podoba mi się ta wersja Karin, że nie jest suką, która dąży do rozpieprzenia związku Sasuke, tak jak w większości fanfików. W kanonie przecież się dobrze z Sakurą dogaduje! I w sumie, to trochę pasuje mi do Suigetsu ^^ Hehe! Sasuke zaaaaleeeeżyyyy :D Ciekawe, ciekawe co dalej! I to tajemnicze zniknięcie Itachiego... Sakura, spokojnie, be cool, nie zbłaźń się! Gratuluję awansu i trzymam kciuki za obronę w lipcu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, jak mi miło, że Cię tutaj znów widzę <3 Ja tam Karin lubię, jako postać, ale czas pokaże, co dalej xd
      No Sasuke nie dopuszcza tego do siebie, ale coś go chyba powoli bierze xd
      Dzięki bardzo za komentarz i trzymanie kciuków! <3

      Usuń
    2. Jak tam, jak tam? Ja już studia zakończyłam z wdzięcznym 4.5 na dyplomie! A Tobie jak idzie? Mam nadzieję, że wszystko zgodnie z planem :) A co do notek, spokojnie cierpliwie czekam, nie czuj się poganiana ;)

      Usuń
  2. A tylko spróbuj ją porzucić, to ja Ci zorbię coś niedobrego i karalnego~

    Okay, cały rozdział na plus. Sasuke, ktory nie ejst bucem, ale mysli o Sakurze. Rozpamiętuję pocałunek, przez chwilę chce nawet zabrać ją ze sobą. Ogólnie, chłopak powoli się wkręca.
    Teraz Karin. Spodobało mi się przedstawienie jej jako pracocholiczki, bizneswomen, kobiety sukcesu, z twardym charakterem, ale i takim przystępnym. Nie wiem dlaczego początkowo zachowywała się inaczej, ale nieważne. W tym rozdziale była super. Sorry za porównanie, ale jak taka ciotka, co na wszystkich krzyczy, jest twarda, ale nie da jej się nie lubić, nie jest wredna tylko cyniczna.

    No to czekam cierpliwie na część dalszą. Buziaki~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaa, dobra, don't hurt me plox :D
      Ciesze się, że postać Karin Ci się podoba :D
      Dzięki za komentarz i mam nadzieję, że dalsze rozdziały też będą na plus <3

      Usuń
  3. Doznałam szoku. Nie spodziewałam się, że Karin okaże się szefową Sakury. Wgniotłaś mnie tym faktem w fotel, gdyż uświadomiłam sobie, że to nie przyniesie żadnych dobrych rezultatów dla naszej Haruno. Aż zaczęłam dziewczynie współczuć. Nie oszukujmy się, Karin jest takim typem człowieka, której wiele z nas by wyszarpało oczy. Dodając ja tutaj, a tym bardziej przydzielając jej taka funkcje urozmaiciłaś bloga i spowodowałaś, ze niejedna osoba przyzna, iż czegoś takiego się nie spodziewała :).

    Oj, doskonale wiem co czuła Sakura, porównując siebie do Karin. Choć z reguły bywam najwyższa w towarzystwie, tak znam ból, jeżeli chodzi o rozmiar piersi. Chyba z Haruno mamy ten sam kompleks XD.

    Gdybym dostała najnowszego iPhona, sama nie wiem jakbym zareagowała. Może co innego, gdyby ofiarował mi go ktoś, dla kogo tylko i wyłącznie pracowałam, a nie osoba z jaką by mnie coś łączyło. Najlepsza była reakcja Czerwonej. Aż mnie to rozwaliło XD. Nie dała rady ukryć zazdrości!

    I pojawił się Itaś! Haruno przeżyła wystarczająco wiele jak na jeden dzień, więc jedyne czego jej brakowało to ujrzenia dwóch braci maszerujących obok siebie. Gdybym była na jej miejscu, nie mogłabym wybrać który z nich jest lepszy XD. Mam nadzieję, że w kolejnej notce (która może pojawi się szybciej nią ta) rozegra się miedzy nimi coś intrygującego!

    Pozdrawiam <3

    PS Podziwiam Sakurę za posadę, jakiej się podjęła. Jak bardzo lubię żyć z ludźmi, tak nie cierpię klientów. A zawód kelnerki wystarczająco dał mi się we znaki [*]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto wie, czy Karin będzie taka zła dla Sakury? Czy Sasuke pozwoliłby na to? Hee :D
      Dzięki za komentarz! <3

      Usuń
  4. Jestem! Dotarłam!
    Kochana, czekałam na ten rozdział tak długo, że zaczęłam wątpić, w jego pojawianie się. Na szczęścia jest! Uff! Co za ulga!

    Co do Karin, bo ona najbardziej bije po oczach w tym rozdziale, to podoba mi się :D Serio.
    Widzę w niej prawdziwą kobietę, która ma swoje wady i zalety. O ile Sakurę na razie przedstawiasz jako delikatną i zagubioną dziewczynę, to w Karin, którą nam przedstawiasz widzę kobietę bez złudzeń. Wie jaki świat bywa i stoi do niego w kontrze. Założyła firmę wraz z Sasuke , a kiedy ich związek się rozpadł, nie porzuciła swoich ambicji tylko dalej spełnia się zawodowo. Owszem bywa wulgarna i złośliwa ale chwila! Dziewczyna pracuje z mężczyzną, którego być może ciągle kocha.
    Postać realna do bólu, świetnie napisana.
    Co do Saska, księcia niedomówień i gburowatości to chwilami mnie drażni. Laski w koło niego, a ten jak zawsze widzi tylko złą stronę świata. :D
    Ciekawa jestem Itachiego, kiedy już się pojawi.

    Mam wrażenie, że czymś nas zaskoczysz i czekam na to!
    Cały rozdział jak najbardziej świetny!
    Przesyłam buziaki i zapraszam do mnie !

    Miłego! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział przeczytałam już jakiś czas temu,ale komentowanie jakoś pominęłam. Jako że mam teraz czas i chęci, to napiszę, że pozytywne zaskoczyła mnie Karin. Spodziewałam sie takiej typowej suki, na jaką zęsto jes kreowana , ale nie,otrzymałam kobietę z krwi i kości, którą można polubić. :) Fajnie pokazała jej przesłość z Sasuke. Jest ambitną babką, której mężczyzna nie ugnie. Lubię to! ^^
    Czekam na więcej!

    OdpowiedzUsuń

Łączna liczba wyświetleń